sobota, 31 grudnia 2016

2016 podróżniczo - podsumowanie

W liczbach:
  • 17 wyjazdów, w tym 10 za granicę, więc było nieźle.
  • 85 dni w podróży, czyli ok. 23% roku – lepiej niż w zeszłym roku.
  • 9 nowych krajów, czyli mam ich razem 49.
  • Tylko 12 polskich miejscowości.

sobota, 5 listopada 2016

e-postcard from... (12)

Hoi An

Jazda na rowerze w Japonii to było małe miki. Każdy Japończyk na drodze jest uprzejmy i zwracający uwagę na innego użytkownika ruchu. W Kambodży jazda rowerem też nie była wielkim wyzwaniem, ale Wietnam już co innego. Wietnamczycy generalnie zwracają uwagę na innych użytkowników ruchu, ale jeżdżą czasem pod prąd, zwłaszcza na skuterach, a im większy pojazd, tym więcej może. Można się zestresować, ale z drugiej strony, jest to niezła frajda i wielu białasów praktykuje jazdę na rowerze. 

W Kambodży wypożyczenie roweru na cały dzień wyniosło 1 dolar. W Wietnamie wypożyczenie mam w pakiecie hotelowym. Skuter na cały dzień to koszt 80 tys. Dongów (na ulicy) lub 120 tys. (w hotelu), gdzie 1$ = 22250 Dongów.

W każdym razie pozdrawiam serdecznie z Cam An, niedaleko miejscowości Hoi An z listy UNESCO.
Monika

czwartek, 13 października 2016

Chcę na Białoruś!

No i tu zaczęły się schody…

Pierwszy raz do wyjazdu na Białoruś przymierzałyśmy się w kwietniu tego roku. Padł pomysł z szybką realizacją, tj. za tydzień. Procedura uzyskania turystycznej wizy jednokrotnego wjazdu w trybie normalnym trwa 5 dni roboczych, pomyślałyśmy więc, że bez większego problemu wyrobimy się. Hmmm… Dobry żart. Skończyło się na tym, że wtedy jednak nie wyjechałyśmy. Wyjechałyśmy za to kilka miesięcy później, ale jako grupa zorganizowana. Dzięki pierwszej batalii w staraniach o wizę podczas drugiej popełniłyśmy mniej błędów, ale mimo wszystko je popełniłyśmy.

Poniżej opiszę proces pozyskiwania wizy z dwóch perspektyw, prywatnej i grupowej.

środa, 24 sierpnia 2016

Chernobyl Retro Tour

Już w trakcie zeszłorocznego pobytu w Kijowie żałowałam, że zaplanowałam tak krótki tam pobyt. Wiedziałam, że muszę wrócić do tego pięknego miasta, więc jak tylko pojawiła się informacja, że Wizzair startuje z lotami z Gdańska na Żuliany, to byłam prawdopodobnie jedną z pierwszych osób, która kupiła bilety na pierwsze w tamtym kierunku loty tego przewoźnika. Tym razem wymyśliłam jednak nie tylko dalsze zwiedzanie Kijowa, ale i wycieczkę do położonego ok. 120 km dalej Czarnobyla, czyli miejsca, w którym 30 lat temu wydarzyła się katastrofa ekologiczna.

26 kwietnia 1986 r. w wyniku przegrzania reaktora nr 4 i uszkodzenia niektórych prętów paliwowych doszło do wybuchu wodoru, pożaru, który ogarnął pokryty asfaltem dach elektrowni oraz – co gorsza – grafitowe bloki składające się na rdzeń reaktora, a w konsekwencji rozprzestrzenienia się na ogromne obszary substancji promieniotwórczej na całą Europę, z czego najbardziej na obszar dzisiejszej Białorusi. Początkowo liczba ofiar śmiertelnych była niska. Eksplozja zabiła 3 robotników, a 28 zmarło do końca roku na chorobę popromienną. Jednak u większości objawy rozwijały się powoli. W 2005 r. ONZ oszacowało 4 tys. osób zmarłych w wyniku chorób popromiennych. Do dziś u 6 tys. osób, które w dzieciństwie miały kontakt ze skażonym mlekiem i pożywieniem, wykryto objawy raka tarczycy. Greenpeace podaje natomiast aż ok. 100 tys. osób zmarłych w wyniku chorób popromiennych, co wydaje mi się zawyżone, patrząc zwłaszcza na praktyki tejże organizacji [1, 2].

Wzrost promieniowania po awarii w Czarnobylu [3]

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

e-postcard from... (11)


Durres
Pozdrawiam spod Durres. Jest ciepło, choć cały czas kropi. Tak w prezencie, kiedy pierwszy raz od dłuższego czasu postanowiłam odpocząć i poleżeć na plaży przez dosłownie dwa dni. Niby miały być trzy, ale drogi w Albanii nie są zbyt dobre i nie udało nam się dojechać do San Pietro. Wylądowałyśmy gdzieś koło laguny Patok, dokąd przyjeżdżają Albańczycy na randki, a turyści o tym miejscu raczej nigdy nie słyszeli. Za 15 euro spałyśmy w pokoju bez klucza, do którego ktoś nam w nocy próbował wejść przez pomyłkę... Rano wyruszyłyśmy do Durres naokoło, a nasz wypożyczony malutki Hyundai miejscami pełnił funkcję samochodu terenowego. Dał radę!

Ściskam,
M.

czwartek, 14 lipca 2016

2500 km w 4 dni

Ze względu na szczyt NATO, a tym samym brak dostępu do miejsca pracy, zaprojektowałam 4-dniowy wyjazd, na który wybrałam się rodzinnie. Trasa przebiegać miała przez Słowację, Austrię, do Słowenii jako punktu docelowego, a wracając ponownie przez Austrię i tym razem Czechy, zamiast Słowacji. Do przejechania było ok. 2500 km. Całkiem sporo, ale głównie po autostradach, więc z większym przyspieszeniem.

środa, 29 czerwca 2016

Przypadkowy Travnik

Do Travnika z Bałkanicą 2016 trafiliśmy całkiem przypadkowo. Kiedy szukałam dla naszej grupy noclegów w programowej miejscowości Jajce, okazało się, że jeden jedyny znajdujący się tam hostel ma już wszystkie miejsca zajęte. Nie byłam tym mocno zdziwiona, gdyż nocleg wypadać miał z soboty na niedzielę, w dodatku niedzielę 1 maja, dzień, który w Bośni i Hercegowinie jest – podobnie jak i u nas – świętem państwowym.

Zaczęłam zastanawiać się zatem nad korekcją trasy przejazdu, uwzględniając czas pracy kierowców i program wyjazdu. Wypadło, że najlepiej byłoby spać albo w Banja Luce, albo w całkiem przyzwoitym motelu ABA w Travniku. Z powodu odległości do kolejnego punktu programu następnego dnia Travnik okazał się być najlepszą opcją. Właśnie w taki oto sposób odwiedziłam to bośniackie miasteczko.

sobota, 25 czerwca 2016

Albańskie Lezhë

Przejeżdżając w zeszłym roku ze Szkodry do Tirany zobaczyłam po drodze przepięknie górujący na wzniesieniu zamek. Zamarzyło mi się go odwiedzić, dlatego też podczas planowania „Bałkanicy 2016” zamek w Lezhë został włączony do programu zwiedzania.

Samo miasto Lezhë nie jest duże, liczy ponad 17 tys. mieszkańców. W czasach starożytnych było znane pod nazwą Lissos za Greków i Lissus – Rzymian, a po panowaniem Wenecjan – Alessio. W XIX w. miało też kilka innych nazw: Alise, Lesch, Eschenderari i Mrtav. Po samych nazwach widać więc, że osada przechodziła przez różne ręce.

sobota, 16 kwietnia 2016

e-postcard from... (10)

Most im. Edwarda Rydzego-Śmigłego we Włocławku. Z 1937 r.

Po prawie trzech miesiącach wyjazdowej posuchy dzisiejszy dzień spędziłam we Włocławku.  Mam mieszane odczucia. Gdyby włożyć pieniądze w remonty kamienic na starym mieście, zamiast wkładać je w rewitalizację kościołów, zabytkowych, ale jednak budynków, w których nikt nie mieszka, to okazałoby się, że jest to piękne miejsce. A nie jest. Kamienice są obdrapane, a ludzie, którzy w nich mieszkają, wystający w bramach, powodują dyskomfort. Wiem, że są tutaj miejsca bogatsze, lepiej utrzymane, ale stara część jest zawsze wizytówką miasta. Ta wystawia złą ocenę. Szkoda. Bardzo szkoda! To miejsce powinno kwitnąć, tętnić życiem, być pełne kafejek i ukwieconych, wyremontowanych zaułków!

Pozdrawiam z deszczowego grodu nad Wisłą,
Monika

PS Zarówno w Płocku, jak we Włocławku centra informacji turystycznej są otwarte tylko w tygodniu. Rozumiem to, że ludzie chcą mieć wolny weekend, ale informacja turystyczna zgodnie z nazwą jest dla turystów, którzy raczej wyrywają się z domu w weekendy, a nie ludzi, którzy w niej pracują!

PS2  Zamiast wrócić busem za 0,5 zł, to wracałam pociągiem za 47 zł. Tak to jest, jak się coś w głowie ubzdura i przyjdzie się na odjazd dwie godziny później... Jednak dzięki temu dowiedziałam się, że Intercity relacji Gorzów Wielkopolski – Warszawa, jadący przez Bydgoszcz i Toruń, ciągnął tylko dwa wagony!

piątek, 8 kwietnia 2016

3,5 dnia na Malcie

Nie lubię popularnych kierunków, dlatego nigdy nie byłam w Egipcie. Śmiałam się, że pojadę tam przed śmiercią. I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak wyszło, patrząc na obecną sytuację polityczną. Malta też zrobiła się popularna. Dzięki tanim liniom. Na Maltę skusiłam się i ja, bo to małe państwo było na mojej liście must-see od co najmniej dwóch lat. Było to też jedyne w miarę ciepłe, dotąd nieodwiedzone i finansowo dostępne miejsce, na jakie mnie było stać po wyjeździe do Japonii. Nie mogłam poczekać i zaoszczędzić na coś oddalonego od Europy, bo swoje okrągłe urodziny chciałam świętować na pewno nie w pracy, siedząc przed komputerem. Zatem celebrowałam „smutną” rocznicę właśnie tam, na Malcie.

Na Malcie chciałam spędzić tylko 3–4 dni, dlatego ułożyłam własny „składak”, tj. w jedną stronę poleciałam Wizzairem, a w powrotną, z przesiadkami, Ryanairem. Lot z Okęcia na Maltę kosztował 119 zł, do Eindhoven – 32,63 euro (147,81 zł*), a stamtąd do Modlina – 59,99 zł. Cały przelot kosztował więc 326,80 zł. Patrząc na aktualne promocje tanich linii, wyszło to stosunkowo drogo, ale dzięki powyższej kombinacji zaoszczędziłam dwa dni urlopu (Wizzair z Warszawy lata na Maltę tylko raz w tygodniu, tj. w sobotę).

poniedziałek, 28 marca 2016

Jak dojechać na Ōkunoshimę?

Ōkunoshima to wyspa, na której do wojny rosyjsko-japońskiej w latach 1904–1905 mieszkały tylko 3 rodziny. Po wybuchu wojny wybudowano tam 10 fortów obronnych.

17 czerwca 1925 r. podpisano układ międzynarodowy, zwany protokołem genewskim. Obowiązuje on do dziś. To międzynarodowe porozumienie zakazuje używania na wojnie gazów duszących, trujących lub podobnych oraz środków bakteriologicznych. W tamtym czasie protokół podpisały 44 kraje (w 2015 r. ratyfikowało już 137), w tym Japonia (ale nie ratyfikowała). Porozumienie zabraniało wykorzystywania broni chemicznej i bakteriologicznej, ale nie zakazywało prowadzenia prac badawczych i magazynowania tego typu broni i tego właśnie dotyczył ściśle tajny projekt armii japońskiej, na którego lokalizację wybrano właśnie Ōkunoshimę.

środa, 16 marca 2016

Trebinje

Trebinje to niewielka miejscowość w Bośni i Hercegowinie, a dokładnie w Republice Serbskiej. Mieszka tam ok. 32–36 tys. mieszkańców (w zależności od źródła). Położona jest tuż przy granicy z Chorwacją i Czarnogórą. Do Dubrownika są stamtąd 34 km, a do Herceg Novi jest trochę dalej, bo 40 km. Dostać się tam można zapewne na kilka sposobów. Ja wypróbowałam dwa.

Z Dubrownika raz dziennie odjeżdża bus. Koszt biletu wynosi ok. 25 zł. Jednak bus nie jeździ w święta, czyli np. 1 maja, dzień, który akurat wypadł mi na dojazd do Trebinje. Musiałam tam być tego konkretnego dnia, ponieważ późnym wieczorem miałam wykupione miejsce w nocnym autokarze do Belgradu. Gdybym go nie złapała, to miałabym problem z dostaniem się do domu – 2 maja z Belgradu odlatywałam do Warszawy.

środa, 2 marca 2016

Dwa tygodnie w Japonii - koszty

Wyjazd do Japonii był najdroższym z moich dotychczasowych wyjazdów. Kiedy prawie na rok przed wylotem kupowałam bilet, oczywiście w promocyjnej cenie, która później okazała się być nie aż tak rewelacyjna, to nie myślałam o tym, ile będę potrzebować pieniędzy na pobyt. Później trochę się stresowałam, czy odłożyłam ich na tyle wystarczająco, aby nie spać pod mostem…

1. Podstawa, czyli bilet lotniczy i ubezpieczenie. Do Japonii wybrałam się przez Moskwę liniami Aerofłot. Bilet kosztował 1659 zł. Ubezpieczenie wykupiłam jak zawsze w mBanku. Zapłaciłam za maksymalny poziom ubezpieczenia 140,80 zł. Zatem łączna kwota za tzw. podstawę wyniosła 1800 zł

Na lotnisku Szeremietiewo w Moskwie.

sobota, 13 lutego 2016

Opłacalność JR Pass

Wielu blogerów podróżniczych, którzy wrócili z Japonii i byli tam na własną rękę, pisze notkę na temat Japan Rail Pass (JR Pass), czyli karnetu ułatwiającego poruszanie się po Kraju Kwitnącej Wiśni. O jego niewątpliwych zaletach wspomnę poniżej, ale ta notka powstała z pytaniem, jakie wykluło się w mojej głowie, czy w przypadku mojego wyjazdu kupno JR Pass było ekonomicznie opłacalne.

Do Japonii wybrałam się na ponad dwa tygodnie. Na miejscu byłam dokładnie 16 dni. JR Pass jest dostępny w trzech wariantach pod względem czasu, tj. na 7, 14 i 21 dni. Na 21 dni nie opłacało mi się go kupować, nie pozostawało mi więc nic innego, jak zakupić ten dwutygodniowy, jeśli chciałam zrealizować opracowany plan podróży.

Fot. ze strony http://japanrailpass.net/

poniedziałek, 8 lutego 2016

Podróżowanie przez czytanie w 2015 roku

W zeszłym roku przeczytałam stosunkowo mało książek, nad czym mocno ubolewam. Praktycznie wcale nie czytałam wpisów na blogach tematycznych. Natomiast co do czasopism o tematyce podróżniczej, to przeczytałam kilka zeszytów w całości – kupuję je tylko przed wylotem, a tych było kilka w 2015 roku – jednak powoli rozczarowuje mnie jakość zamieszczanych w nich artykułów. Im więcej jeżdżę, czytam, nabywam wiedzy i doświadczenia, tym moje wymagania rosną. Niestety, bo ciężko mi w ten sposób znaleźć moją literacką perełkę.

Tak samo jak w zeszłym roku podzieliłam przeczytane książki na 4 kategorie w zależności od odbioru. Przedstawiam je od najgorszej do najlepszej, aby na końcu wpisu pozostawić jak najlepsze wrażenie – taka lekka manipulacja ;)

poniedziałek, 1 lutego 2016

Wydzierżawmy sobie wyspę

Do napisania tej notki natchnęła mnie informacja, jaka pojawiła się na Fly4Free. Otóż, czarnogórska wyspa Mamula, obok której przepływałam w zeszłe lato, została wydzierżawiona na 49 lat przez szwajcarską firmę Orascom Development Holding AG. Jej właścicielami są Egipcjanie, w tym jeden z czarnogórskim obywatelstwem. Celem dzierżawy tej wyspy jest odrestaurowanie istniejących tam fortyfikacji i założenie ekskluzywnego hotelu. Podobny los spotkał swego czasu wyspę Sveti Stefan, tylko w czasie istnienia Jugosławii nie było protestów lub były one uciszane.

W 1442 r. do obrony przed Turkami osmańskimi na Sveti Stefan zbudowano otoczoną murami twierdzę. W tamtym okresie wyspę zamieszkiwało tylko 12 rodzin, ale już w XVIII w. mieszkało tam 400 osób. Później liczba mieszkańców stopniowo zmniejszała się – część osób brało udział w wojnach, a część wyemigrowała do Ameryki, więc w 1954 r. mieszkało na wyspie już tylko 20 osób. Wtedy to podjęto decyzję o wysiedleniu mieszkańców, a Sveti Stefan przekształcono w ekskluzywny hotel (fot. 1). Po upadku byłej Jugosławii hotel zaczął podupadać. Przez pewien okres należał do Aman Resorts z Singapuru, ale kilka lat temu po niedopełnieniu terminów przez azjatyckich biznesmenów hotel przejął bogaty Grek, choć chodzą słuchy, że stanowi on przykrywkę dla czarnogórskiego prominenta. W każdym razie to piękne miejsce, mimo że jest hotelem, podobno już dostępnym do zwiedzania raz lub dwa w tygodniu, jest pocztówkową, i nie tylko, wizytówką Czarnogóry. 

Sveti Stefan

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Jednodniówka w Londynie – czy się opłaca?

W zeszłym roku pojeździłam sporo autobusem po Polsce. Chcę zobaczyć, jak najwięcej miejsc we własnym kraju, ale nie mam nie wiadomo jakiej liczby urlopu, więc kupowałam bilety w tę i z powrotem tylko na jeden dzień weekendu. W ten sposób pojechałam do Rzeszowa (2 zł), Kielc (8 zł), Łomży (8 zł), Katowic (8 zł) i Płocka (4 zł). Oprócz polskich miejscowości zahaczyłam na jeden dzień także i Kowno.

Jak już pisałam w poprzedniej notce lista miejsc do zwiedzania w ten sposób znacznie mi się skurczyła. Poza tym ze względu na problemy z kręgosłupem powoli zaczynam sobie także odpuszczać częste wyjazdy autokarem na długie odległości. Z wymienionych powodów zaczęłam więc zastanawiać się na jednodniówkami samolotem. Zatem jak w listopadzie zobaczyłam notkę na Fly4Free o tanich jednodniówkach do Londynu, gdzie nie byłam od 12 lat, nie zastanawiałam się zbyt długo.

środa, 13 stycznia 2016

Kowno w jeden dzień

Zrobiłam już kilka jednodniówek z wypadem za granicę. Jednak są to tak naprawdę trzy dni w podróży – wyjeżdżałam wieczorem dnia poprzedzającego zwiedzanie miejscowości, a wracałam z samego rana dnia następnego. W ten sposób postawiłam stopę w Bratysławie, Lwowie i czeskiej Kutnej Horze. Kowno było prawdopodobnie jednak jednym z ostatnich bliskich Polsce miejsc, które zwiedzałam bez noclegu. Nie tylko brakuje już miejsc z dobrym połączeniem, ale przede wszystkim – taka forma wyjazdów jest bardzo męcząca, dobra dla młodszego kręgosłupa.

Bilet autokarowy kupiłam za zawrotną kwotę 2 euro. Zakupu dokonałam na litewskiej stronie autobusubilietai.lt, która dość często miewała takie promocyjne ceny. Do Kowna dowiozło mnie Eurolines Business Class. 

Kościół garnizonowy św. Michała Archanioła

sobota, 9 stycznia 2016

Weekend w Kijowie

Bilet do Kijowa, miasta, które chodziło za mną od września 2014 r., kupiłam w końcu w marcu 2015 r. Kupiłam go poprzez stronę vayama.ie, choć o promocyjnych cenach informowało Fly4free. Za lot regularnymi liniami ukraińskimi w gorącym okresie wakacyjnym zapłaciłam tylko 149 zł.

W dniu wylotu okazało się, że biletów w samolocie sprzedano więcej niż miejsc. Byłam na liście osób, które chętnie polecą z przesiadką i dostaną za to gratyfikację 100 euro. Niestety jakieś gapy nie przyszły i wyleciałam normalnie, bez pieniędzy prosto z nieba. Może kiedyś będę mieć więcej szczęścia w tej kwestii ;) 

Monastyr św. Michała Archanioła

wtorek, 5 stycznia 2016

Szwecja - koszty

Aby polecieć do Szwecji w wybranym terminie, czyli na Boże Ciało, i na tak długo, jak chciałam, zrobiłam własnego „składaka”. Do Göteborga wybrałam przelot Wizzairem za 119 zł, a lot powrotny miałam z Kopenhagi za 131 zł*[1], gdyż pierwotnie chciałam zwiedził Malmö. Bilety kupowałam na pół roku przed wyjazdem (niezła spontaniczność…), więc w międzyczasie mi się zmieniło i postanowiłam zmienić plany na rzecz Sztokholmu.

Z Göteborga pojechałam do Sztokholmu pociągiem. Bilet, kupowany on-line na dwa tygodnie przed wylotem, kosztował mnie 199 zł. Do stolicy Danii dostałam się także pociągiem. Za ten, kupowany również dwa tygodnie wcześniej, zapłaciłam 205 zł. To i tak mało, gdyż pan, który wskoczył w ostatniej chwili do pociągu bez biletu, zapłacił u konduktora 540 zł!

Göteborg i drugi skandynawski pod względem wielkości port po Bergen

piątek, 1 stycznia 2016

Cóż, 2015 to niestety twój koniec

W 2015 roku ostatni wpis datowany jest na marzec. Z prowadzeniem bloga wyszło mi dość skromnie. Nie było tej systematyczności, której oczekiwałam na początku roku, kiedy to ustanowiłam wewnętrzne postanowienie noworoczne, że będę zamieszczać notki regularnie. Jednak mnie albo totalnie się nie chciało, albo jak chciało, to nie miałam weny, albo prozaicznie nie miałam czasu na pisanie, albo – co dla mnie standardowe – sama zniechęcałam się do pisania przez natłok natrętnych myśli, że blogów na tematy podróżnicze jest tak wiele, że ja już nie wnoszę niczego nowego i interesującego.
Jednak mimo wpisowej mizerii rok 2015 był jak dotąd najbogatszym w wyjazdy rokiem. Jeździłam nie tylko dużo za granicę, dokładając 10 nowych krajów do mojej mapy podróżniczej i mam ich aktualnie 40, ale także i w Polskę, głównie autokarami zwiedzając większe polskie miejscowości.