Nie lubię popularnych kierunków, dlatego nigdy nie byłam w Egipcie. Śmiałam się, że pojadę tam przed śmiercią. I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak wyszło, patrząc na obecną sytuację polityczną. Malta też zrobiła się popularna. Dzięki tanim liniom. Na Maltę skusiłam się i ja, bo to małe państwo było na mojej liście must-see od co najmniej dwóch lat. Było to też jedyne w miarę ciepłe, dotąd nieodwiedzone i finansowo dostępne miejsce, na jakie mnie było stać po wyjeździe do Japonii. Nie mogłam poczekać i zaoszczędzić na coś oddalonego od Europy, bo swoje okrągłe urodziny chciałam świętować na pewno nie w pracy, siedząc przed komputerem. Zatem celebrowałam „smutną” rocznicę właśnie tam, na Malcie.
Na Malcie chciałam spędzić tylko 3–4 dni, dlatego ułożyłam własny „składak”, tj. w jedną stronę poleciałam Wizzairem, a w powrotną, z przesiadkami, Ryanairem. Lot z Okęcia na Maltę kosztował 119 zł, do Eindhoven – 32,63 euro (147,81 zł*), a stamtąd do Modlina – 59,99 zł. Cały przelot kosztował więc 326,80 zł. Patrząc na aktualne promocje tanich linii, wyszło to stosunkowo drogo, ale dzięki powyższej kombinacji zaoszczędziłam dwa dni urlopu (Wizzair z Warszawy lata na Maltę tylko raz w tygodniu, tj. w sobotę).
Na Malcie chciałam spędzić tylko 3–4 dni, dlatego ułożyłam własny „składak”, tj. w jedną stronę poleciałam Wizzairem, a w powrotną, z przesiadkami, Ryanairem. Lot z Okęcia na Maltę kosztował 119 zł, do Eindhoven – 32,63 euro (147,81 zł*), a stamtąd do Modlina – 59,99 zł. Cały przelot kosztował więc 326,80 zł. Patrząc na aktualne promocje tanich linii, wyszło to stosunkowo drogo, ale dzięki powyższej kombinacji zaoszczędziłam dwa dni urlopu (Wizzair z Warszawy lata na Maltę tylko raz w tygodniu, tj. w sobotę).
Do innych kosztów transportu doliczam:
Ze spaniem także mi się udało. Na portalu alpharooms.com znalazłam noclegi w 4-gwiazdkowym hotelu Paradise Bay Resort w Ċirkewwie niedaleko portu, z którego odchodzą promy na Gozo. 4 noce w 2-osobowym pokoju wraz ze śniadaniami kosztowały mnie tylko 270,34 zł. Hotel okazał się być w porządku, całkiem przyjemny, choć bez większych rewelacji, a widok na morze miałam ograniczony, jednak za taką cenę marudzenie byłoby grzechem.
Jedzenie na Malcie nie wyróżnia się dla mnie niczym szczególnym. Maltańska kuchnia ma dużo naleciałości z niedaleko położonych Włoch, a ich flagową potrawą jest danie z mięsem królika (np. spaghetti lub pizza), które jest dość smaczne, ale na kolana nie powala (może dlatego, że generalnie nie przepadam za mięsem). Za napój i spaghetti z królikiem zapłaciłam 14 euro. Natomiast za jedzenie i picie podczas całego wyjazdu, wliczając posiłki na lotniskach, zapłaciłam 93,4 euro, czyli 423,10 zł.
Za inne opłaty wyszło 39,58 euro, czyli 179,30 zł, wliczając w to:
Jak już pisałam wcześniej, na Malcie poruszałam się komunikacją lokalną i od niej głównie było uzależnione, ile uda mi się zobaczyć podczas wyjazdu. Niestety autobusy tam kursujące jeżdżą w zasadzie, jak chcą. Czasem przyjeżdżają wcześniej, czasem później, a czasem wcale. Nie jeżdżą też zbyt często w mniej uczęszczanych rejonach. Natomiast kierowcy są zazwyczaj pomocni i pokazują, gdzie należy wysiąść, jeśli się o to ich oczywiście zapyta. Co zatem udało mi się zwiedzić podczas 3,5-dniowego pobytu na Malcie?
Na Maltę przyleciałam w sobotę po 14:00. Zdecydowałam, że od razu ruszam do hotelu, położonego w Ċirkewwie, czyli po drugiej stronie wyspy w stosunku do lotniska i pokręcę się po okolicy. Dojechałam na miejsce dopiero po 17:00. Było już ciemnawo, więc tego dnia odwiedziłam jedynie Mellieħę.
- 6,75 zł za przejazd ModlinBusem, z którego w końcu nie skorzystałam, bo nie wiem, w jaki sposób kupiłam bilet na autobus odjeżdżający 4 godziny po przylocie na lotnisko w Modlinie (???);
- 15,5 zł za pociąg i autobus z Modlina;
- 1,5 euro za prom z Valletty do Sliemy;
- 4,65 euro za prom na Gozo;
- 1,5 euro za jeden jedyny bilet na transport publiczny, jaki kupiłam na Malcie. Jestem taką farciarą, że po wyjściu do hali przylotów podeszła do mnie rodzina Anglików, którzy zaoferowali mi swoje naładowane karty, dzięki czemu praktycznie cały wyjazd pod kątem poruszania się po Malcie miałam za darmo.
Ze spaniem także mi się udało. Na portalu alpharooms.com znalazłam noclegi w 4-gwiazdkowym hotelu Paradise Bay Resort w Ċirkewwie niedaleko portu, z którego odchodzą promy na Gozo. 4 noce w 2-osobowym pokoju wraz ze śniadaniami kosztowały mnie tylko 270,34 zł. Hotel okazał się być w porządku, całkiem przyjemny, choć bez większych rewelacji, a widok na morze miałam ograniczony, jednak za taką cenę marudzenie byłoby grzechem.
Jedzenie na Malcie nie wyróżnia się dla mnie niczym szczególnym. Maltańska kuchnia ma dużo naleciałości z niedaleko położonych Włoch, a ich flagową potrawą jest danie z mięsem królika (np. spaghetti lub pizza), które jest dość smaczne, ale na kolana nie powala (może dlatego, że generalnie nie przepadam za mięsem). Za napój i spaghetti z królikiem zapłaciłam 14 euro. Natomiast za jedzenie i picie podczas całego wyjazdu, wliczając posiłki na lotniskach, zapłaciłam 93,4 euro, czyli 423,10 zł.
Za inne opłaty wyszło 39,58 euro, czyli 179,30 zł, wliczając w to:
- 10 euro za wstęp do Ħaġar Qim;
- 9 euro za wejście do Ġgantiji;
- 0,9 euro za WC ;)
- 12,6 euro za pocztówki;
- 7,08 euro za znaczki.
Jak już pisałam wcześniej, na Malcie poruszałam się komunikacją lokalną i od niej głównie było uzależnione, ile uda mi się zobaczyć podczas wyjazdu. Niestety autobusy tam kursujące jeżdżą w zasadzie, jak chcą. Czasem przyjeżdżają wcześniej, czasem później, a czasem wcale. Nie jeżdżą też zbyt często w mniej uczęszczanych rejonach. Natomiast kierowcy są zazwyczaj pomocni i pokazują, gdzie należy wysiąść, jeśli się o to ich oczywiście zapyta. Co zatem udało mi się zwiedzić podczas 3,5-dniowego pobytu na Malcie?
Na Maltę przyleciałam w sobotę po 14:00. Zdecydowałam, że od razu ruszam do hotelu, położonego w Ċirkewwie, czyli po drugiej stronie wyspy w stosunku do lotniska i pokręcę się po okolicy. Dojechałam na miejsce dopiero po 17:00. Było już ciemnawo, więc tego dnia odwiedziłam jedynie Mellieħę.
Prawdziwe zwiedzanie zaczęłam dopiero następnego dnia. Najpierw dwoma autobusami wybrałam się do Mdiny, urokliwego średniowiecznego miasteczka. Następnie dość szybko udało mi się dojechać nad brzeg morza, aby ponapawać się widokami klifów Dingli. Brzegiem morza przeszłam ok. 1–1,5 km, gdzie w jakiejś niewielkiej miejscowości udało mi się bez czekania złapać kolejny autobus, jadący do stanowiska archeologicznego Ħaġar Qim – poznany w autobusie lokales powiedział, że mam fart z tym połączeniem, jednak chyba zapeszył moje komunikacyjne szczęście, bo od tamtej pory już nic mi się nie składało komunikacyjnie i wielu miejsc nie udało mi się zobaczyć…
Po obejściu wpisanego na listę UNESCO Ħaġar Qim przeszłam pieszo 2 km do Wied Iż-Żurrieq, z której akurat tego dnia nie kursowały żadne statki do Błękitnej Groty. Tam utknęłam na przystanku autobusowym na ok. 1,5 godziny i już więcej tego dnia nie udało mi się zobaczyć, choć planowałam pocztówkowo piękne, rybackie Marsaxlokk. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż stercząc na tamtym przystanku poznałam Kanadyjkę, która zaprosiła mnie na urodzinowy obiad.
![]() |
| Dzień 1 |
| Fragment katedry św. Pawła w Mdinie, z zegarem pokazującym dni i miesiące |
| Klify Dingli |
| Mini Azure Window gdzieś po drodze z Ħaġar Qim do Błękitnej Groty |
Kolejny dzień, czyli urodziny spędziłam w Valletcie. Po kilku godzinach chodzenia po starym mieście przeprawiłam się promem do Sliemy, po czym na piechotę, idąc nabrzeżem udałam się do St. Julian’s. Tam, w typowo kurortowej miejscowości, spędziłam miły wieczór urodzinowy z ledwo co poznaną osobą.
![]() |
| Dzień 2 |
| Jean de (la) Valette, 49. wielki mistrz zakonu joannitów |
Ostatni dzień na Malcie przeznaczyłam na Gozo, drugą pod względem wielkości wyspę. Do promu miałam rzut beretem, więc tuż po śniadaniu przeprawiłam się nim do Mġarr. Stamtąd linią autobusową jadącą trochę naokoło, przez Qalę i Nadur dotarłam do Rabatu, inaczej nazywanego Victorią, stolicy wyspy. Po zwiedzaniu wartego zobaczenia starego miasta udałam się do kolejnego stanowiska archeologicznego z listy UNESCO – Ġgantiji. Potem pokręciwszy się trochę po okolicznej miejscowości znowu dopadł mnie pech komunikacyjny. Uciekł mi autobus, a kolejny miał się pojawić za godzinę. I tak utknęłam na przystanku gdzieś na końcu świata najpierw sama, później dołączyła do mnie polska rodzina, za jakiś czas grupa dojrzalszej polskiej młodzieży, a na końcu para, polska oczywiście. W jednym miejscu zebrało się więc aż 12 Polaków!
Tego dnia zaczęła nadciągać prawdziwa maltańska zima. Jak dotąd było w ciągu dnia nawet 21°C, tak wtedy zaczął wiać przejmujący wiatr. Pogoda i późne popołudnie wpłynęły na podjęcie decyzji odpuszczenia sobie Azure Window i powrotu do ciepłego pokoju hotelowego.
![]() |
| Dzień 3 |
| Katedra Wniebowzię |
Przed wyjazdem przypuszczałam, że 3,5 dnia będzie całkowicie wystarczające na zobaczenie wszystkiego na Malcie. Nie byłam jednak świadoma sytuacji komunikacyjnej. Zabrakło mi więc jeszcze jednego dnia, aby zobaczyć wszystko to, co uznałam za warte zobaczenia. Jednak jak wielokrotnie sobie obiecuję, że do danego miejsca/kraju jeszcze kiedyś wrócę, tak na Maltę nie planuję. Było miło, sympatycznie, ale nie zakochałam się w tym kraju.
* Przyjęłam 1 euro = 4,53 zł.
* Przyjęłam 1 euro = 4,53 zł.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz