poniedziałek, 8 lutego 2016

Podróżowanie przez czytanie w 2015 roku

W zeszłym roku przeczytałam stosunkowo mało książek, nad czym mocno ubolewam. Praktycznie wcale nie czytałam wpisów na blogach tematycznych. Natomiast co do czasopism o tematyce podróżniczej, to przeczytałam kilka zeszytów w całości – kupuję je tylko przed wylotem, a tych było kilka w 2015 roku – jednak powoli rozczarowuje mnie jakość zamieszczanych w nich artykułów. Im więcej jeżdżę, czytam, nabywam wiedzy i doświadczenia, tym moje wymagania rosną. Niestety, bo ciężko mi w ten sposób znaleźć moją literacką perełkę.

Tak samo jak w zeszłym roku podzieliłam przeczytane książki na 4 kategorie w zależności od odbioru. Przedstawiam je od najgorszej do najlepszej, aby na końcu wpisu pozostawić jak najlepsze wrażenie – taka lekka manipulacja ;)

1. kiepska:
  • Joanna Bator, Rekin z parku Yoyogi – pani Bator jest doktorem filozofii, więc w tej książce wrzucała słowa/wyrażenia z wyższej półki. Szczerze mówiąc, nie widziałam w tym większego sensu. Aby wydać się mądrzejszą? Czy stworzyć wrażenie, że książka jest do bólu ambitna, przeznaczona tylko dla tych, którzy przekraczają pewien pułap IQ? Cóż, najwidoczniej go nie przekroczyłam. Książka jest dla mnie zwyczajnie nudna, a momentami wręcz irytująca. Gdyż miałam wrażenie, że Autorka się mądrzy, co zawsze działa na mnie jak płachta na byka. Zraziłam się, przez co nie zamierzam sięgać do żadnej innej pozycji napisanej przez panią Bator.

2. średnia, czyli doceniam warsztat, ale ziewałam z nudów:
  • Kazimierz Cap, Bez gaf w obcych krajach. Podróże z klasą – dla kogoś, kto zaczyna swoją przygodę z podróżowaniem może być przydatna, dla mnie większość punktów była oczywistą oczywistością.
  • Andrzej Kępiński, Ukraina. Po obu stronach Dniestru – niespójna, średnio dobrze się ją czyta i raczej do niej nie wrócę, ale zostawiłam w swojej biblioteczce ze względu na bogaty materiał ilustrowany.
  • Michał Kruszona, Uganda. Jak się masz, muzungu? – Byłam na spotkaniu autorskim z panem Kruszoną organizowanym w Południku Zero. Stawiło się niewiele osób. Wystąpienie było mało pasjonujące, co dziwi, gdyż Autor jest zakochany w tamtym rejonie świata. Książce wystawiłam również średnią ocenę. Dużo zyskała za materiał fotograficzny, ale dużo straciła za treść. Zdaję sobie sprawę, że książka przedstawiała autorski wyjazd Autora, czyli była to subiektywna opowieść, jednak wg mnie pewne szczegóły lepiej było pominąć. Nieustannie Autor wspominał swoją ukochaną, pozostawioną w Polsce, opisywał cowieczorne popijawy oraz seksualne ekscesy swojego kompana. Zawsze mnie interesowało podejście niektórych białych mężczyzn do stosunków seksualnych na wyjazdach, więc pierwsze informacje dały odpowiedź, kolejne – zobrzydziły.
  • Paulina Wilk, Lalki w ogniu. Na biblionetka.pl tę książkę oceniłam na 3,5. Po kilku miesiącach od przeczytania pamiętam tylko, że była o Indiach i nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Pytam się zatem, za co ta nagroda Bursztynowego Motyla – Nagroda im. Arkadego Fiedlera, za co nominacja do Nagrody Literackiej Nike, za co te piania, ochy i achy?
  • Anna Zielińska-Elliott, Haruki Murakami i jego Tokio. Przewodnik nie tylko literacki. Nie lubię twórczości Murakamiego. Nie rozumiem fascynacji nią, ale o gustach się nie dyskutuje. Jednak z tego powodu książka była dla mnie nudna i momentami niezrozumiała. Najciekawsze były informacje dodatkowe i fakty związane z miejscami. Gdyby utwór nie był związany z Murakamim, to zapewne oceniłabym go znacznie wyżej, niż na średnio dobry.

3. dobra, ale mogła być jeszcze lepsza:
  • Kinga Choszcz, Moja Afryka. Nie przepadam za książkami zbudowanymi na wpisach z bloga. Jednak historia Autorki jest tak wstrząsająca, że dość mocno wpłynęła na moją opinię o książce. Na plus oczywiście. Ze względu na Kingę kupiłam Pokolenie kolosów Piotra Tomzy, gdzie jest ona bohaterką jednego rozdziału. I za każdym razem, kiedy myślę o Kindze Choszcz, to chce mi się płakać, bo miała tak wspaniałe pomysły, nie bała się ich realizować, osiągnęła wiele i tak młodo umarła. Niestety!
  • Tomek Michniewicz, Świat równoległy. Reportaże o ludziach i miejscach, które wydaje się, że znamy – jak zwykle rewelacyjny materiał fotograficzny oraz doskonała redakcja i skład, jednak książka, która jest zbiorem felietonów, jest nierówna pod względem jakości. Autor postawił sobie za zadanie napisać kilka reportaży zakończonych znakiem zapytania. Niektóre pytania miały jak dla mnie dość oczywistą odpowiedź, więc pozostawiły mieszane odczucia, raczej w kierunku negatywnym. Natomiast niektóre artykuły były bardzo interesujące, poruszające tematykę zupełnie mi nieznaną. Z tych powodów moja ocena książki jest oceną wypadkową. Moim numerem jeden nadal pozostaje więc Sahara.
    Zdaję sobie sprawę, że Tomek Michniewicz jest jeszcze młodym autorem (czekam, aż w końcu zacznie być Tomaszem), choć z dużym dorobkiem podróżniczym. Nadal uczy się sztuki dziennikarstwa, jednak ma dość daleką drogę do wybitnych dziennikarzy zajmujących się tematyką podróżniczą, jak np. mój faworyt Tiziano Terzani. Ma natomiast nad kilkoma z nich przewagę – styl pisania: płynny, zachęcający do czytania, przyjemny w odbiorze, zawsze pozostawiający pewien niedosyt na końcu. Z tego powodu Autor należy do moich ulubionych twórców.
  • Sonia i Alexandre Poussin, Afryka Trek. Od Kilimandżaro do Jeziora Tyberiadzkiego to druga część książki opisujących pieszą wyprawę przez Afrykę od RPA do Izraela. Autorzy wnikliwie opisują to, co widzą: ludzi i przyrodę, poruszając problemy społeczne i gospodarcze mijanych krajów. Bardzo ciekawa pozycja, którą miejscami ciężko się czytało ze względu na nagromadzenie informacji. Wg mnie druga część była też nieznacznie gorsza od pierwszej, czyli Afryka Trek. Od Przylądka Dobrej Nadziei do Kilimandżaro.
  • Mariusz Szczygieł, Gottland. Lubię styl pisania Mariusza Szczygła, jednak jak zachwyciłam się Láską Nebeską i Zróbmy sobie raj, tak sławny Gottland bardzo dobrze mi się czytało, ale nie rzucił mnie na kolana. Jednak oczywiście Autor jest dla mnie inspiracją, dzięki któremu lista miejsc do zobaczenia w Czechach rozrosła się do niebotycznych rozmiarów. Niestety od dwóch lat obiecuję sobie objazd wszystkich „wymarzonych” punktów, ale na razie stanęło na obietnicy.
  • Rafał Tomański, Made in Japan. Z wymienionych w tym punkcie książek tę oceniałam najwyżej. Podobała mi się tematyka, z jaką mierzy się Autor, czyli aktualne problemy Japończyków. Jednak czytałam tę książkę, która jest zbiorem reportaży, przed wyjazdem do Japonii, więc miałam inny odbiór, niż miałabym zapewne teraz, kiedy spędziłam pomiędzy Japończykami trochę czasu. Planuję kiedyś do tej pozycji wrócić.
  • Tiziano Terzani, Zakazane wrota – jak dla mnie jak na razie najnudniejsza pozycja Tiziano Terzaniego (do przeczytania przetłumaczone na polski zostały mi jeszcze jego trzy utwory). Warsztat pisarski Autora jest niezaprzeczalnie rewelacyjny. Uwielbiam jego prosty, ale piękny język. Choć w odbiorze dużą zasługę przypisuję również tłumaczowi. Zakazane wrota, czyli problemy Chin mnie jednak jakoś nie wciągnęły i trochę tę książkę męczyłam, zanim dobrnęłam do końca.

4. rewelacja:
  • Tiziano Terzani, Powiedział mi wróżbita. Lądowe podróże po Dalekim Wschodzie. Generalnie książki tego Autora nie należą do czytanych błyskawicznie. Tematyka, jaką poruszał w swoim dziennikarstwie, była zazwyczaj trudna. I w każdej książce tych trudnych tematów było wiele. Jednak z jednym wyjątkiem, Zakazane wrota, byłam zawsze zachwycona stylem pisania Autora. Miał genialny warsztat.
    W pozycji Powiedział mi wróżbita Tiziano Terzani zajmuje się wróżbitami i astrologami w różnych krajach południowo-wschodniej Azji, dokąd wyruszył drogą lądową. Wybrał taki styl podróżowania, gdyż wcześniej poznany wróżbita oznajmił mu, że w danym roku T. Terzani ulegnie wypadkowi lotniczemu. Autor sprawdza trafność przepowiedni, udając się do innych mediów, i na tym buduje opowieść o swojej podróży. Jako że zawsze mnie interesowała ta tematyka, to pozazdrościłam zdobytych doświadczeń.
  • Anna Wojtacha, Kruchy lód. Dziennikarze na wojnie i Zabijemy albo pokochamy. Opowieści z Rosji. Każda z pozycji opowiada o czym innym, jednak łączy je osoba Autorki, która przedstawia w nich historię na danym etapie swojego życia. Anna Wojtacha ma dla mnie rewelacyjny styl pisania, taki, który potrafi u mnie wywołać emocje, poruszyć jakąś strunę, czy wywołać uśmiech. Aż żałuję, że jak dotąd napisała tylko dwie książki, gdyż ma tak lekkie pióro, że oba dzieła połknęłam w dzień-dwa.
  • Marcin Wojciechowski, Pomarańczowy Majdan – literatura faktu, o polityce, powinna być zatem nudna i trudna do przełknięcia, a to jest aktualnie jedna z moich ulubionych pozycji. Jedna z ciekawszych książek, jakie do tej pory przeczytałam. Gdybym miała wybrać najlepszą książkę przeczytaną w 2015 roku, to stawiałabym właśnie na Pomarańczowy Majdan, bo nie jest to książka osobista, czyli pisana o subiektywnych odczuciach, tylko pozycja przedstawiająca sytuację na Ukrainie sprzed i w trakcie Pomarańczowej Rewolucji – trudny temat przekazany w bardzo łatwy sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz