wtorek, 9 września 2014

Bucket list - Morocco

Wyrażenie „bucket list” towarzyszy mi już od dłuższego czasu. Mignęło mi ostatnio choćby na czyimś blogu i jako fan page na Fb. Zaczęłam się więc zastanawiać, skąd ludzie biorą pomysły, które chcieliby zrealizować przed śmiercią. Nic mi nie przychodziło sensownego do głowy. Skok na banji – nie, ze spadochronem – nie, nie jestem zainteresowana. Teraz, bo może kiedyś mi się zmieni. Jednak myślałam i myślałam, czy mam jakieś konkretne marzenia i w końcu mnie olśniło, że przecież moja lista „must-see” to jest właśnie taki podróżniczy „bucket list”.

Generalnie do pewnego momentu nie miałam ochoty dzielić się swoimi marzeniami czy planami. Nadal nie przychodzi mi to z łatwością. Wcześniej byłam zrażona, bo moje pomysły wyjazdowe były kopiowane bez podania źródła, a wręcz przypisane sobie. Irytowało mnie to dość mocno. Świata jednak nie zmienię – mogę próbować zmienić co najwyżej najbliższe otoczenie. Po prostu, pomysłowy pomysłowym zostanie, a ten, który potrafi tylko kopiować, cóż, na zdrowie :)

Zauważyłam natomiast inną rzecz związaną z dzieleniem się swoimi pomysłami, tym razem już całkowicie pozytywną – wypowiadając marzenie na głos, często przyciąga się sytuacje i ludzi, z którymi można owo marzenie spełnić. Zatem niech więc ten wpis będzie premierą mojej „bucket list”, bo a nuż, coś się pozytywnego wydarzy.

Po powrocie z Maroka nigdy bym nie przypuszczała, że będę chciała tam wrócić. Kojarzy mi się ten kraj głównie z wyciągniętymi rękami „zapłać”. Bałabym się tam zapytać nawet o godzinę. Oczywiście kojarzy mi się też z namolnością, czyli nie patrz się na cokolwiek do sprzedania, bo handlarz od ciebie już się nie odczepi, a sformułowania „nie” nie zrozumie. Kojarzy mi się także z niemożliwością robienia zdjęć. Ludziom – nie można, chyba że zapytasz, ale za to też mogą chcieć pieniędzy, budynkom – trzeba uważać, bo można trafić na budynek rządowy, który nie jest w jakikolwiek sposób oznakowany i pan władza każe usuwać zdjęcia. No ale jestem jednak przekorna i chcę wrócić, bo poznałam kilka miłych i życzliwych osób, a po drugie, bo czuję pewien niedosyt po moim pierwszym pobycie w Maroku.

Co widziałam ciekawego? Między innymi medinę i garbarnie w Fezie, grobowiec Mulaja Ismaila oraz bardzo długi mur otaczający pałac królewski w Meknes, cudowne widoki Atlasu Średniego, grobowce Sadytów i pałac El-Badi z milionem bocianów w Marrakeszu oraz fortyfikacje Essaouiry i wspinające się kozy na drzewa arganowe. Natomiast na mojej liście jest do zobaczenia/zrobienia jeszcze: zobaczyć pałac El-Bahia w Marrakeszu, bo tego mi się poprzednim razem nie udało zrobić, stamtąd wypad na szybki trekking w Atlasie Wysokim, następnie skoczyć do Ajt Bin Haddu niedaleko Ouarzazate i nad ocean, ok. 160 km na południe od Agadiru do Legziry, natomiast za drugim (bądź pierwszym razem) pojechać do Chaouen „po” błękitne domki i stamtąd do Ceuty, aby zobaczyć cel tysięcy Afrykanerów, którzy chcą się z tego miejsca przedostać do Europy na malutkich łodziach często po kilkadziesiąt osób, nierzadko tonąc podczas swojej nielegalnej, nieludzko wyczerpującej podróży do mitycznego Eldorado, jakim widzą Europę. 

Garbiarnia w Fez

Widok z autobusu w Atlasie Średnim

Od nas odleciały, a już za nimi tęsknię ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz