niedziela, 14 września 2014

Polecam – nie polecam

Na blogu Agnieszki Ptaszyńskiej pojawił się ostatnio wpis, czego nie warto zobaczyć w Jordanii. Autorka wymieniła 5 miejsc, które można sobie tam odpuścić. Nie mam nic do tego typu podsumowań. Jest to po prostu sposób wyrażenia własnej opinii, natomiast wiem, że i tak nie wzięłabym tych informacji pod uwagę, gdyż wolę przekonać się na własnej skórze, czy coś mnie zainteresuje oraz jakie będę mieć odczucia wobec danego miejsca.

Mogłabym nawet ułożyć podobną listę miejsc do odpuszczenia na Sri Lance, choćby zespół jaskiń w Dambulli, w których można zobaczyć multum figurek Buddy w trzech pozycjach: stojącej, siedzącej i leżącej. Zwiedzanie tego miejsca nie jest wg mnie warte 25 dolarów. Ale jak już napisałam, nie odradzałabym nikomu wizyty w tym miejscu, ponieważ ktoś inny mógłby być nim zachwycony. Co innego natomiast jest z polecaniem noclegowni, sama biorę opinie innych pod uwagę, stąd mój wpis po ponad rok od powrotu – może komuś poniższe informacje się przydadzą.


  • The Hideaway Hotel, Makulella, Bandarawela, czyli jedyny hotel, jaki zarezerwowałyśmy jeszcze w Polsce, aby po wielogodzinnym locie i 10 godzinach jazdy autobusem nie martwić się noclegiem. Za trzy noce ze śniadaniami zapłaciłyśmy 138 dolarów. Wyszło ok. 75 zł od osoby za dzień. Dużo, mało – nieważne, gdyż miałyśmy przepiękny widok z okna, całkiem dobre warunki lokalowe, poznałyśmy smak domowej kuchni, a gospodarze byli przemili, często wręcz chcieli nas trochę zagłaskać, ale niestety hotel był na uboczu i codziennie gospodarz woził nas w tę i z powrotem do głównego traktu, co było dla mnie uciążliwe. 

Widok z okna z the Hideaway Hotel

  • Slightly Chilled, Dalhousie, niedaleko Sri Pada, który poleca Lonely Planet. Za jedną noc zapłaciłyśmy ok. 90 zł za pokój ze śniadaniem. Długo w nim nie pospałyśmy, bo przyjechałyśmy ok. 23:00, a wstawałyśmy o 2:00, ale warunki były w porządku – miałyśmy tym razem oddzielne, szerokie łóżka, ale wbrew LP: „polished wooden floors” miałyśmy kafelki, co dla mnie akurat nie ma znaczenia. Pamiętam też, że ciepła woda była deficytowa (brrrr), a śniadanie nudnie zachodnie i mało smaczne. 

Pokój w Slightly Chilled

  • Healey Tourist Inn, Dambulla za niecałe 40 zł za noc. Wg LP: „This place has the look and feel of an expanded family home. The five rooms are a little boxy but have hot water and there are common areas in which to chill. It’s nothing luxurious, but the owners are a delight and it’s within walking distance of the caves and bus station”. Pokój był rzeczywiście mały, skromnie urządzony i trochę głośny ze względu na sąsiedztwo ulicy, ale czysty i była ciepła woda. Za tę cenę naprawdę wart grzechu.
  • Siyanco Holiday Resort, Polonnaruwa – nie pamiętam, ile płaciłyśmy, ale wiem, że musiało być maksymalnie do 100 zł, ponieważ takie było nasze maksimum; nie jest to jednak aż tak ważne, ponieważ w przeciwieństwie do LP nie polecam tego spania! Było czysto, pokój spory z oddzielnymi łóżkami, ale nie podobała mi się obsługa, która – miałam cały czas wrażenie – śmiała się z nas. Ponadto kiedy wróciłyśmy ze zwiedzania części UNESCO, całe mokre, odmówili przygotowania nam obiadu czy czegoś ciepłego do picia, a nasze plecaki w czasie naszej nieobecności leżały za ścianą, ale nie w oddzielnym, zamykanym pomieszczeniu.
  • Habarana – nie znam nazwy tego hotelu, ale jest nowy, przy skrzyżowaniu dróg Anuradhapura–Polonnaruwa i Dambulla–Trincomalee i jest to miejsce, które gorąco polecam! Zapłaciłyśmy 100 zł za pokój ze śniadaniem. Było to najładniejsze spanie podczas całego naszego pobytu. Co ciekawe, szukałyśmy Habarana Rest House polecanego przez LP, na szczęście znalazłyśmy to. Z tego miejsca można pojechać zarówno do Polonnaruwy, Anuradhapury, jak i na safari do Huluru Eco Park, dlatego żałuję, że nie odkryłyśmy go wcześniej i dałyśmy zarobić Siyanco Holiday Resort.

Hotelowy pokój w Habaranie

  • Aqua Hotel, Uppuveli, Trincomalee, za który zapłaciłyśmy 4500 rupii za noc ze śniadaniem (ok. 112 zł). Pierwszej nocy spałyśmy w miejscu o gorszym standardzie, za dużo mniejszą stawkę, ale było ono oddalone od brzegu oceanu, więc na kolejne noce przeniosłyśmy się do Aqua Hotel, prowadzonego przez Lankijczyka i jego żonę z RPA oraz jej dwa koty i psa. Cena trochę za wysoka jak na te warunki, ale chciałyśmy odpocząć przed powrotem do domu, a nie chciało nam się przenosić dużo dalej (bliżej, w tańszych noclegowniach nie było miejsc).

Aqua Hotel

Lonely Planet poleca w Uppuveli restaurację Palm Beach, w której można zjeść typowo włoską kuchnię. Jest ona prowadzona przez Włochów, więc nie jest to dziwne. Jest trochę drogo, choć smacznie. Mnie natomiast zirytowała jedna rzecz: nie zobaczysz tam lokalnej ludności, więc byłyśmy tam tylko raz i więcej moja noga tam nie stanęła. No i to tyle z mojego polecania – nie polecania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz