poniedziałek, 9 marca 2015

Droga nr 90*

Drogi przebiegające Izrael z północy na południe są oznakowane liczbą parzystą, konsekwentnie — drogi ze wschodu na zachód mają liczbę nieparzystą. Najciekawszą drogą, bo zarazem najdłuższą, mającą ok. 480 km, jest przecinająca cały kraj droga z numerem 90.

Początek autostrady nr 90 znajduje się w miejscowości Metula, przy samej granicy z Libanem. Dalej ciągnie się ona doliną u podnóża Wzgórz Golan, uznanych za najwyżej wyniesione wysokościowo miejsce w kraju. Drugim najwyższym punktem jest Góra Meron (Har Meron) o wysokości 1208 m n.p.m., do której można dojechać skręcając w kierunku Morza Śródziemnego, kilka kilometrów przed północnymi brzegami Jeziora Tyberiadzkiego, zwanego również Galilejskim.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Miasto duchów

Kiedy moi znajomi1 napisali, że starczyło im 15 minut, aby zwiedzić Melakę, tylko trochę się zdziwiłam. Przy sprawdzaniu informacji do napisania tej notki znalazłam stronę internetową, na której można było oddawać głosy na miejsce, które się widziało i tam Melaka także nie uzyskała wysokiej noty. Cóż, szczerze mówiąc, ja po spędzeniu tam trochę więcej czasu od moich znajomych, czyli 1,5 dnia, również miałam średnie odczucia. Uznałam to miejsce za ładne, trochę odmienne od typowo pokolonialnych miast, ale też i trochę nudne, mimo tłumu turystów – brakowało mi jakiegoś ducha w tym mieście i jego atmosferze. Tiziano Terzani zmienił moje nastawienie, gdyż podobno w Melace można spotkać nawet nie jednego ducha, a wiele, bowiem to miejsce jest „spłukane krwią i naszpikowane kośćmi”2.

Melaka, która po polsku pisana jest jak po angielsku, czyli Malacca – jakby nie można było zastosować nazwy, która brzmi bardziej po polsku i jest tożsama z etymologią nazwy, położona jest 148 km na południe od Kuala Lumpur i 245 km od Singapuru, tuż przy Cieśninie Malacca – najdłuższej na świecie (o długości 937 km i szerokości 36 km). Odkrył ją ok. 1400 r. książę malajski, Parameswara. 

piątek, 13 lutego 2015

Lovely Luzern

Kiedy przeglądam sieć w poszukiwaniu ciekawych blogów podróżniczych w pierwszym rzucie odrzucam te, które mają męczącą kolorystykę, tekst pisany małą czcionką i stertę migających reklam. Czy może być coś bardziej obrzydliwego, niż różowa, mała czcionka na dodatek wyśrodkowanego tekstu? Nie, nie może, a taki blog też znalazłam… W drugim rzucie patrzę ogólnie na tekst i odrzucam te, które mają dużo błędów interpunkcyjnych – później koncentrowałabym swoje myśli na tychże błędach zamiast na zawartości. Natomiast w trzecim rzucie odrzucam te blogi, gdzie blogerzy opisują historię swojego wyjazdu z pełnymi detalami, a na koniec okraszają wpis „tysiącem” zdjęć bez żadnego opisu, zdjęć, które czasem zupełnie nic mi nie mówią. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Uuuu, a jeszcze jak zdjęcia są małe i trzeba klikać, aby je powiększyć? Nie, o nie! ;)

Zatem powstaje pytanie, jak napisać zabawny wpis o mieście, które mi się spodobało, wpis, w którym chciałabym zamieścić trochę informacji historycznych i zdjęć ukazujących to miasto w jego glorii i chwale? Oczywiście wpis, który nie wywołałby ustawicznego ziewania, tylko pozostawił kilka faktów w głowie. Również w mojej, bo najlepszą pamięć mam niestety do dat urodzenia, zamiast do czegoś bardziej przydatnego.

wtorek, 3 lutego 2015

Szwajcaria nie-solo

Mam nieodparte wrażenie, że w sieci ostatnio debatuje się, czy lepsza jest podróż samotnie, z kimś, grupą czy wręcz z biurem podróży. Nie potrafiłabym tego ocenić, ponieważ każdy rodzaj wyjazdu ma swoje plusy i minusy. Jako osoba, która na wycieczkę z biurem podróży wybrała się dotąd trzykrotnie, a później zaczęła organizować wyjazdy na własną rękę, wybrałabym wyjazd „własny”, bo po prostu lubię organizować swoje podróże i uważam, że jestem w tym całkiem dobra. Choć wbrew tym słowom jestem aktualnie w trakcie dogadywania szczegółów dotyczących wyjazdu grupowego, w którym organizatorem jest obca mi osoba – jednak dzięki niemu dotrę w wymarzone miejsca nie dość, że taniej, to i prawdopodobnie zostanę dowieziona do tak niewielkich miejscowości, do których dojazd pod względem logistycznym byłby w pewnym sensie wyzwaniem.

Nie pokusiłabym się także o ocenę, czy lepszy jest wyjazd solo czy w towarzystwie. Podczas samotnej wyprawy można robić, co się w danym momencie chce, bez oglądania się na inną osobę, bez dostosowywania się, kompromisów, bez zwracania uwagi na humory. Samotnie nie oznacza jednak całkowitej samotności, ponieważ podczas tego typu wyjazdów poznaje się multum ludzi, niektórych szalenie ciekawych, pomocnych, nierzadko towarzyszących na jakimś odcinku. Jednak nie oszukując nikogo samotność można czasem poczuć. Dlatego mimo że jestem samotnikiem z charakteru, a mój dłuższy samotny wyjazd do Azji był świetny, to czasem ta samotność potrafi mnie męczyć i w tym momencie mojego życia wybrałabym jednak wyjazd w towarzystwie, niż solo, szczególnie wyjazd dłuższy, niż krótkie city-break.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Podróżowanie przez czytanie w 2014



Część osób robi podsumowanie roczne, więc zrobię je i ja. Ale będzie ono jednak mniej typowe dla blogów podróżniczych. Zareklamuję i przestrzegę. Książki. Podróżnicze i literatury faktu, jakie przeczytałam w 2014 roku.

Kilka z nich opisałam we wpisie „Czytanie to potęgi klucz”. Tutaj natomiast podzielę je na 4 kategorie:

  • dno i milimetr mułu

a.    Rowerem do Afganistanu A. Chałupskiego, którą tak oceniam wcale nie za pomysł, ale za tragiczny styl pisania i beznadziejną redakcję, której chyba wcale nie było; pożyczyłam ją jakiś czas temu koleżance i mam nadzieję, że mi jej nigdy nie odda…;
b.  Wszyscy jesteśmy nomadami M. Dzieduszyckiej-Ziemilskiej, czyli jak w doskonały sposób zniechęcić do wyjazdu do Mongolii;

  • średnia, czyli doceniam warsztat, ale ziewałam z nudów

a.    Sahara M. Palina;
b.    Terra nullius: Podróż przez ziemię niczyją S. Lindqvista – o Australii;
c.    Oko świata M. Cegielskiego – o Stambule,
d.    Porada da radę: Tanie latanie gdziekolwiek J. Porady – co najwyżej „dokądkolwiek”; poradnik dla kogoś, kto nie jest pomysłowy lub dopiero zaczyna swoją przygodę z podróżowaniem, więc autor pisał dla mnie o rzeczach oczywistych;

  • dobra, ale mogła być jeszcze lepsza

a.    Pepiki: Dramatyczne stulecie Czechów M. Surosza, które było moją inspiracją do przeczytania innych pozycji związanych z czeską kulturą, podobnie zresztą jak reportaże M. Szczygła,
b.    Swoją drogą: Opowieść o trzech podróżach po inne życie T. Michniewicza; cóż, Samsara była ciekawsza, w tej czegoś mi zabrakło – może brak poruszenia jakiejś emocji…

  • rewelacja

a.     Listy przeciwko wojnie i Dobranoc, panie Lenin T. Terzaniego, bo to mój guru,
b.   Korrida: Taniec i krew J. Kaszy – choć nigdy w życiu nie widziałam, to jestem przeciwna korridom, ale autor niezwykle dogłębnie przeanalizował temat, że jestem aż dotąd pod olbrzymim wrażeniem; poza tym książka jest przepięknie wydana przez Wyd. Otwarte;
c.   Tygiel P. Kossowskiego, który pojechał do Azji, później do południowej Afryki, a następnie szalał w Ameryce Środkowej i zniknął z horyzontu po wydaniu jednej książki – szkoda, bo często się śmiałam, podobnie zresztą jak podczas czytania:
d.     Przez Madagaskar na rowerach pieszo i taxi brousse’em i Przez świat na rowerach w dwa lata M. i P. Opasków;
e.   Gorsze światy: Migawki z Europy-Środkowo-Wschodniej W. Śmieji, której większa część stanowi pomysł na kilka moich wyjazdów i co ciekawe, wpadła mi w ręce akurat wtedy, gdy mocno zastanawiałam się nad wypadem do Mołdawii.

15 książek związanych z otaczającym światem. Mogło być lepiej, kolejne jednak już czekają…

środa, 7 stycznia 2015

Trasa cerkiewna (3)

Z Warszawy* do Kruszynian jest zaledwie ok. 250 km, dlatego mój kilkudniowy objazd po Podlasiu, przedstawiony już we wpisach nr 1 i 2, można przykładowo rozbić na dwa dwudniowe, czyli z wykorzystaniem weekendu, zamiast dni wolnych, i jeden z nich zacząć właśnie od miejsca docelowego trzeciego dnia naszego wyjazdu.

Kruszyniany to wieś, która powstała prawdopodobnie w XVI w. W 1679 r. Jan III Sobieski za udział w walkach przeciwko Turkom nadał Tatarom tę miejscowość oraz kilka innych niedaleko położonych. Do dziś Tatarzy stanowią w niej znaczącą mniejszość, dlatego zwiedzanie zaczęłyśmy od najstarszego w Polsce, drewnianego meczetu. Będąc z dala od pędzącej cywilizacji, w lasach Puszczy Knyszyńskiej, niedaleko granicy z Białorusią, w kraju na wskroś katolickim, zielone ściany świątyni i półksiężyc na dachu robią olbrzymie wrażenie, szczególnie że sam budynek jest po prostu ładny i tym bardziej jest mi przykro, że w czerwcu 2014 r. banda bezmyślnych pacanów pomazała go sprayami.

Kruszyniany

wtorek, 6 stycznia 2015

Trasa cerkiewna (2)

Drohiczyn był niegdyś stolicą Podlasia, ale XIX w. nastąpił stopniowy upadek miasta, przez co dzisiaj jest senną mieściną, w której jest jednak kilka ciekawych zabytków. Do nich należą choćby klasztory franciszkanów, jezuitów czy benedyktynek, bo po zamku niestety została tylko nazwa ulicy i Góra Zamkowa, z której roztacza się wspaniały widok na przepływający u podnóża Bug.

Widok z Góry Zamkowej w Drohiczynie

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Trasa cerkiewna (1)

Uwielbiam zarówno jazdę pociągiem, jak i lot samolotem. Lubię również podróżować autokarem, czyli najmniej wygodnym i najwolniejszym środkiem lokomocji. Jednak najbardziej satysfakcjonującymi wyjazdami są podróże samochodem. Po prostu można nim dojechać do prawie każdej małej mieściny lub skręcić z głównej trasy w dowolnym, wybranym przez siebie momencie, ot tak, bo akurat przyszła taka myśl do głowy. Niestety i -stety nie posiadam samochodu, więc nie mam zbytnio jak rozkręcić się z nieśmiało zarysowanymi planami czy też już gotowymi trasami, które od dłuższego czasu siedzą w mojej głowie.

Czasem – dla frajdy – z wykorzystaniem Google Maps tworzę nowe szlaki, poprzez połączenie punktów, które chciałabym zobaczyć. Niektóre miejsca są oczywiste, bo są albo znane, albo myślę o nich dość często, ale wszystkie must-see mam zapisane w excelowskim formularzu, a przypadku Polski – dodatkowo zaznaczone w atlasie samochodowym. Dzięki czemu mogę wykreować trasę objazdu na dowolną ilość dni w ciągu zaledwie chwili.