niedziela, 14 grudnia 2014

Popluskajmy się w Białymstoku

Znajomy mój ostatni wyjazd określił jako ekstrawagancki, ba nawet bardziej szalony, niż jakieś tam wojaże po Azji. Cóż, co, kto uważa… Dla mnie bardziej szalony był ostatni wypad do Czech: wyjazd we wtorek w nocy, całodzienne łażenie, wraz z przejazdem koleją w tę i z powrotem (razem ponad 150 km), a następnie powrót w nocy, aby w czwartek rano pójść do pracy. W każdym razie, opinia znajomego trochę mnie zdziwiła, bo co może być ekstrawaganckiego w jednodniowym wyjeździe do Białegostoku. Wyjeździe, którego głównym celem był basen, ale nie taki znowu byle jaki, tylko basen w Hotelu Gołębiewskim.

Hotele Gołębiewskiego są cztery: w Wiśle, Białymstoku, Mikołajkach i najnowszy w Karpaczu. Pierwszy mój wypad na basen do Gołębia był 2,5 roku temu. Jakoś w marcu, kiedy było szaro i ponuro, zabrałam się z rodzicami do Mikołajek. Spodobało mi się tam i wróciłam na mikołajskie baseny jeszcze dwa razy. Jakieś pół roku później na własnej objazdówce* trafiłam nieprzypadkowo do hotelu w Białymstoku. Tropicana, bo tak się zwie to miejsce, jest mniejsza i przez to słabiej urządzona pod względem infrastruktury, niż ta w Mikołajkach, jednak dojazd z Warszawy dla osoby nieposiadającej samochodu jest zdecydowanie lepszy.

Szare i ponure Mikołajki

Bilety kupiłam na ponad miesiąc przed wyjazdem. W jedną stronę jechałam Podlasie Express, który był prawie całkowicie załadowany. Bilet na w miarę sensowną godzinę kosztował 5 zł (+ 1 zł rezerwacji). Wracałam Polskim Busem. Za bilet zapłaciłam tyle samo, ale w autokarze mogłam w zasadzie zmieniać miejsce co kwadrans, bo jechało nas razem 8 osób!

W Białymstoku spotkałam się ze znajomym. Dzięki temu, że jest on historykiem i wykładowcą, to opowiedział wiele ciekawostek związanych ze swoim miastem. Cerkwie, Ratusz, kościół zaprojektowany przez Piusa Dziekońskiego oraz Pałac Branickich wraz z ogrodem widziałam już poprzednimi razami, natomiast tym razem odwiedziłam byłą siedzibę partii oraz ucałowałam Kawelina.

Ratusz rozebrany podczas II wojny światowej, który nigdy nie był siedzibą władz, a w tle m.in. kościół zaprojektowany przez Piusa Dziekońskiego, który jest dla mnie identyczny co kościół św. Floriana w Warszawie.
Nie, tak ładnie znowuż nie było - zdjęcie z sierpnia 2012 r.


Na obiad zaserwowaliśmy naleśniki, co z piciem wyniosło 12 zł. Co ciekawe, mimo że nie mieszkam w Białymstoku, to mnie przypadło znalezienie miejsca z białostockimi pocztówkami i pokazanie ulubionego baru, którego wystrój jest na trochę wyższym poziomie, niż standardowych barów mlecznych. Kolacja tam zjedzona kosztowała 8,20 zł i chyba to picie było najdroższe…

Kawelin, który podobno urodę odziedziczył po właścicielu.

Pomiędzy obiadem a kolacją zażyłam kąpieli w Tropicanie. Co jest tak fajnego w basenach Gołębiewskiego, że trzeba tłuc się prawie 200 km? Otóż jest tutaj wszystko w jednym miejscu: baseny z wodami leczniczymi, sauna parowa, sauny suche, grota solna, komora lodowa, zjeżdżalnie oraz oczywiście normalny basen, a dla dzieciaków – mały i z falami. 1,5 godziny kosztuje 30 zł, a za każde pół godziny spóźnienia należy dopłacić 5 zł. Zareklamowałam za darmo ;) Bo lubię!

U Branickich wieczorem

Zatem na jednodniowy wypad do Białegostoku wydałam:
– bilety 12 zł,
– jedzenie 20,20 zł,
– basen 35 zł (bo mi się nie śpieszyło ;)).

Razem: 67,20 zł. Co nie do końca jest prawdą, bo obkupiłam się oczywiście w pocztówki i ciastka Gołębiewskiego, czyli wyszło prawie 100 zł. Ale nie każdy jest tak ekstrawagancki jak ja :D

* Własna objazdówka to wyjazd wg mojego pomysłu po różnych polskich małych mieścinach, w których można znaleźć cudowne perełki architektury i przyrody. Może kiedyś się zbiorę i opiszę te wyjazdy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz