poniedziałek, 24 listopada 2014

Poznań z Melą

Jak niektóre kobiety kupują buty „tonami”, tak ja uwielbiam kupować bilety. Dość krótko się zastanawiam przy biletach gdzieś w Polskę czy do Europy, jeśli oczywiście dokądś chcę jechać na 100%. Szacuję tylko koszty, jakie mnie jeszcze czekają i wybieram odpowiednie daty. Przy biletach na dalsze dystanse zawsze waham się dłuższą chwilę, bo jednak koszt biletu jest wyższy i to już nie jest takie hop siup. Kiedy zaczynam siebie samą przekonywać na „nie”, to wiem, że to nie czas na ten kierunek. Po prostu już znam swoje zachowanie, kiedy jestem do czegoś przekonana na 100%, a wydanie ponad 1000 zł zaboli jedynie moją kieszeń, ale niezmiernie ucieszy moje serce.

Najpierw pojawia się błysk w oku, że to ten kierunek, jaki mnie interesuje, że cena jest świetna, później gorączkowe myśli, czy jestem na tak czy na nie, ale kiedy czuję, że się nie waham, to następują pośpieszne działania z płaceniem, często z drżącymi rękoma oraz gonitwą myśli, czy mi się uda, czy zdążę, czy nikt mi nie sprzątnie biletu sprzed nosa, a kiedy już się okażę, że bilet jest mój – pojawia się uśmiech od ucha do ucha i chęć zrobienia kilku podskoków i piruetów. No i dzisiaj miałam taki moment!

Moje wyjazdy są zorganizowane w większości pod wpływem impulsu, ponieważ nie nastawiam się na dany kierunek, nie szukam biletów tylko w jedno miejsce, po prostu słucham siebie. Tak też było z wyjazdem do Poznania. Akurat słuchałam Antyradia. Puścili „Fastrygi” Meli Koteluk. Coś mnie naszło, aby sprawdzić jej trasę koncertową. Warszawy nie było i nie ma w najbliższych planach artystki. Jednak był Poznań i to na dodatek w idealnym terminie – dzień przed Dniem Niepodległości, po którym miałam lecieć do Rzymu. Decyzja była błyskawiczna!

Bilet na koncert kosztował mnie 47,95 zł. Kwota na bilecie to 49 zł, Eventim doliczył 1,47 zł za rezerwację, natomiast ciekawym zbiegiem okoliczności mBank akurat miał w ofercie mOkazję – 5% zniżki na bilety Eventimu, czyli dostałam zwrot 2,52 zł. Niby niewiele, ale lubię kolekcjonować takie pozytywne sytuacje, dobarwiające całość.

Do Poznania wybrałam się oczywiście PolskimBusem. Bilety w obie strony kosztowały mnie 47 . Zdecydowałam się na autokar z samego rana, aby przy świetle dziennym porobić trochę zdjęć. Byłam w Poznaniu niejednokrotnie, ale z przedostatniego wyjazdu przywiozłam tylko jedno zdjęcie – stadionu, a z kilku poprzednich – żadnych.

Poszwendałam się głównie po ścisłym centrum, obfotografowałam co ładniejsze kamienice na Starym Rynku, Ratusz oczywiście też, choć na trykające się koziołki o godz. 12:00 nie patrzyłam, wybierając w tym czasie masę pocztówek. Celem nr 2 przyjazdu do Poznania był Golem, autorstwa Davida Černý'ego, który miał być namiastką mojego wyjazdu do Pragi, podczas którego wybrałam jednak w zamian Kutną Horę. Na koniec zwiedzania zostawiłam Ostrów Tumski, jednak Brama Poznania była tego dnia nieczynna (bo poniedziałek, a szkoda, bo trochę turystów z okazji wolnych dni kręciło się w pobliżu…). Oczywiście w międzyczasie stołowałam się w kilku miejscach, więc jednodniowy wyjazd wyniósł mnie ok. 180 zł.

Nożyczki pomogły mi w dopasowaniu adresu: Stary Rynek 73

Oczywiście Ratusz

Śmieszy mnie obecna lokalizacja Golema - jest ustawiony tyłkiem do pomnika Karola Marcinkowskiego, ważnej postaci dla Poznaniaków.

To nie jest mało, ale głos Meli Koteluk był wart wydanych pieniędzy. Sam koncert był w porządku, ale tylko w porządku, bo publiczność była dla mnie mało ruchliwa. Nie wiem, czy wynika to z mentalności Wielkopolan, czy raczej z faktu, że muzyka Meli jest specyficzna, bardziej nastrojowa, nostalgiczna, do przemyśleń, niż taneczna. Cóż, sprawdzę następnym razem, bo samo wykonanie bardzo mi się podobało i chciałabym usłyszeć piękny głos artystki ponownie, za jakiś czas.

Ręce mi się trzęsły z wrażenia ;)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz