Zamykając rok, robię zawsze podsumowania. Wyjazdowego dokonałam jeszcze w 2016 roku, a teraz przyszedł czas na podsumowanie zeszłego roku pod kątem przeczytanej literatury faktu i podróżniczej. Wiem, wiem, że jest luty, ale lepiej później, niż wcale, szczególnie, że powoli wracam na poziom szczęśliwego człowieka, osiągając swój zen i ciesząc się z zeszłorocznych porządków w życiu. Zatem – jak co roku – przeczytane pozycje podzieliłam na 4 kategorie. Zaczynam od najgorszej, aby wisienki zostawić na koniec:
1. kiepska:
2. średnia, czyli doceniam warsztat, ale ziewałam z nudów:
3. dobra, ale mogła być jeszcze lepsza:
4. rewelacja:
17 pozycji tematycznych, czyli o dwie więcej niż rok wcześniej, i aż 7, które oceniłam bardzo wysoko. Super! Obym nie zniżyła lotów ;)
1. kiepska:
- Michał Kruszona, Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła. Zacytuję Ponurego Łowcę: „Książka wywołuje i pozostawia niesmak. Poza garścią ciekawostek nie ma w niej nic wartościowego, no, przepraszam, są jeszcze niezłe zdjęcia, więc jeśli potraktujemy ją jako album, będzie całkiem całkiem. Zupełnie nie pasuje do serii podróżniczej. Autor, mam wrażenie, przez cały czas jej pisania palił zioło, stąd jej treść”. Te słowa oddają w pełni to, co myślałam o tej książce. To już moja druga pozycja tego autora i kolejna, która jest wg mnie koszmarna. Ani to monografia, ani przewodnik. Bardziej pamiętnik podróżnika, ale mało zachęcający do zwiedzania tego kraju. Będąc w Rumunii, nie spotkałam żadnego diabła, choć może za krótko tam byłam, a może nie paliłam niczego specjalnego ;)
2. średnia, czyli doceniam warsztat, ale ziewałam z nudów:
- Tiziano Terzani, Koniec jest moim początkiem, to jak dla mnie najgorsza książka Terzaniego i jego syna, który dopisał zakończenie po śmierci dziennikarza. Fakty biograficzne były interesujące, gdyż takie było życie Terzaniego, ale wplatanie przemyśleń w stylu Paolo Coehlo mnie kompletnie nudziło i nie mogłam doczekać się końca książki. Pisząc dosadnie: zmęczyłam ją.
- Mariusz Szczygieł, Niedziela, która zdarzyła się w środę – to już drugi autor, którego cenię i lubię, a tymczasem jego książka była po prostu nudna… Po poprzednich, które mnie zachwyciły i czytałam je chłonąć słowo po słowie, powoli zakochując się w Czechach, oczekiwałam czegoś więcej. Co ciekawe, jest to książka, która powstała jako jedna z pierwszych, czyli można wnioskować, że autor rozwija się, a jego warsztat polepsza. Plus!
- Anita Demianowicz, Końca świata nie było to relacja z kilkumiesięcznej wyprawy do Ameryki Środkowej. Autorka po wielomiesięcznych przemyśleniach odważyła się na wyjazd solo, podczas którego uczęszczała również do szkoły języka hiszpańskiego. Zwiedziła wszystkie wymarzone przeze mnie kraje, więc to winduje ją wysoko w moim rankingu, jednak opis przeżyć już mnie tak mocno nie powalił, dlatego książkę oceniłam na mocne 3.
- Agata Włodarczyk, Przemek Bucharowski, Wataha w podróży. Himalaje na czterech łapach to opowieść o podróży wraz z psem do Indii. Ciekawy był opis, co należy robić ze zwierzakiem przed wyjazdem i czego można się spodziewać w tym kraju, jeśli chodzi o życie z psem (niewiele), ale sama historia jako książka już mnie nie przekonała.
3. dobra, ale mogła być jeszcze lepsza:
- Piotr Tomza, Pokolenie Kolosów. 15 historii na 15-lecie to zbiór reportaży – opowieści o podróżnikach, żeglarzach, alpinistach i grotołazach zebrane z okazji jubileuszu najważniejszych polskich nagród podróżniczych, czyli „Kolosów”. Kupiłam tę książkę tylko ze względu na postać Kingi Choszcz, która w wieku 33 lat zmarła w Ghanie na malarię mózgową podczas swojej afrykańskiej podróży, co mnie za każdym razem mocno wzrusza, jak tylko zobaczę jej nazwisko.
W wymienionej książce każda opisana historia była w jakimś sensie interesująca, a osoba, której dotyczyła, wzbudzała niemały podziw, ale najbardziej zwrócili moją uwagę: Sylwester Czerwiński, czyli „marny piekarzyna” z Goleniowa, który za własne, ciężko zarobione w UK pieniądze objechał rowerem pół świata i przez Azję dotarł na Nową Zelandię, pokonując w ten sposób ponad 50 tys. km, gdzie po drodze, w Indonezji poznał swoją obecną żonę; Marek Klonowski, który wraz z Tomkiem Mackiewiczem zdobyli najwyższy szczyt Kanady – Logan; oraz Artur Kozłowski, który mając 34 lata zginął podczas eksploracji jaskini, ale w ciągu 5 lat, odkąd rozpoczął przygodę z nurkowaniem, stał się najlepszym nurkiem jaskiniowym świata. Pokolenie Kolosów to zatem książka, która odpowiada na pytanie: „można?” A no, można. Bez pieniędzy na starcie, będąc nierzadko w kiepskiej sytuacji życiowej, nie mając lat 20, tylko więcej. Dla mnie to dobry motywator do realizacji marzeń podróżniczych. - Paweł Smoleński, Arab strzela, Żyd się cieszy to zbiór reportaży o Izraelu, widzianym oczami izraelskich Arabów. Bardziej podobała mi się „pierwsza część”, Izrael już nie frunie, opisywana z punktu widzenia izraelskich Żydów. Wrażenie mam chyba stąd, że wtedy, kiedy ją czytałam, byłam na świeżo po moich wyjazdach do Izraela, zaczęłam uczyć się hebrajskiego i chodzić na wykłady/seminaria dotyczące kultury żydowskiej. Teraz kiedy już łyknęłam trochę wiedzy, a hebrajski leży i się kurzy, temat Izraela już mnie mocno nie pasjonuje, co nie zmienia faktu, że chciałabym tam wrócić, aby zwiedzić Galileę. Sama książka oczywiście jest warta przeczytania i posiadania :)
- Dionisios Sturis, Grecja. Gorzkie pomarańcze to również zbiór reportaży, tym razem o… Grecji ;). Książkę czytało się całkiem dobrze, choć trochę nierówno i niezbyt płynnie, ale może wynika to z tego, że Grecja nigdy nie była krajem, który bardzo, ale to bardzo chciałam zwiedzić. Przez to nie czułam się związana z tematem i może stąd mam takie a nie inne wrażenia. Jednak niektóre przedstawione w książce fakty historyczne były dla mnie nowością, co u mnie ma zawsze wpływ na ocenę końcową – lubię uczyć się i być zaskakiwana faktami, dlatego oceniłam ją na dobre 4.
- Monika Witkowska, Z plecakiem przez świat to poradnik na temat bezpiecznego i świadomego podróżowania. To pozycja dla każdego, nawet już doświadczonego plecakowicza. Dobrze napisana i czyta się ją płynnie. Jeśli popularność mierzy się w nakładzie i wydaniach, to akurat książka, którą kupiłam, jest wydaniem drugim, poszerzonym.
- Cztery strony smaku, czyli cały świat na widelcu to zbiór 38 reportaży na temat jedzenia w wielu zakątkach świata. Jako że autorów reportaży było wielu, to i książka nie była równa pod względem jakości pisania. Część felietonów była świetna, część przeciętna. Jednak warto ją przeczytać, szczególnie przez osoby żyjące dla jedzenia, a nie jedzące, aby żyć.
4. rewelacja:
- Mariusz Surosz, Ach, te Czeszki, czyli zbiór reportaży, które jest jakby kontynuacją książki Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów. W pierwszej autor opisał najsławniejszych Czechów, jak na przykład prezydenta Tomasza Masaryka czy jego syna Jana, a w tej, zgodnie z tytułem, zaprezentował postaci kobiece związane z Czechami. Znalazło się w niej 8 opowieści o 6 Czeszkach, Polce i Angielce. Autor poprzez opisanie biografii tych kobiet ukazał także historię kraju – od lat 20. XX w., przez czasy wojenne i tuż powojenne, aż po Praską Wiosnę i aksamitną rewolucję, a ja już po felietonach Mariusza Szczygła byłam zakochana w Czechach, a teraz jestem jeszcze bardziej!
- Katarzyna Pawlak, Za Chiny ludowe, to bardzo dobrze napisana książka o kraju, do którego również mnie za bardzo nie ciągnie. Jednak niektóre fakty były zaskakujące, jak na przykład o „bogactwie kopii, kopii kopii, architektonicznych bajań na temat dalekiej Europy”. Generalnie bardzo podobał mi się styl autorki, z lekko sarkastycznymi komentarzami, które mnie śmieszyły.
- Justyna Sierakowska, Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina, czyli książka, z której informacje wykorzystałam do opowiadania podczas wycieczki zorganizowanej, w której pełniłam funkcję organizatora i drugiego pilota. W sieci jest stanowczo zbyt mało informacji na temat Mołdawii, tym bardziej, Gagauzji, a w przewodnikach Mołdawia łączona jest z Rumunią, gdzie ilość stron dla pierwszej z nich jest w stosunku jak 1 do 100, więc pozycja pani Sierakowskiej spadła mi po prostu z nieba. Książkę czyta się błyskawicznie i aż mi było żal, że się tak szybko podróż autorki skończyła.
- Małgorzata Szumska, Zielona sukienka. Przez Rosję i Kazachstan śladami rodzinnej historii to pamiętnik z podróży młodej dziewczyny. Sam pomysł podróżowania, aby poznać miejsca związane z przodkami, jest znakomity. Autorka zrealizowała go solo, więc jak dla mnie także wykonanie jest godne uwagi, a opisanie swoich przeżyć było na wysokim, wzruszającym i przyjemnym do czytania poziomie.
- Igor Sokołowski, Białoruś dla początkujących to kolejna pozycja, którą wykorzystałam do opowiadania podczas wycieczki zorganizowanej. To świetnie, z jajem opisane wielokrotne wyjazdy na Białoruś. W książce czuć pasję i zamiłowanie autora do tego kraju. Na dodatek jego poczucie humoru było całkowicie w moim stylu, więc przy czytaniu świetnie się bawiłam i niejednokrotnie śmiałam się na głos. Ponadto dzięki tej książce oraz wizycie w Kartoflanej Republice chcę wiedzieć więcej o tym kraju, który zamierzam jeszcze kiedyś odwiedzić. I to byle szybko :)
- Anna Sulińska, Wniebowzięte, czyli reportaż na temat stewardess w PRL-u, to dla mnie również świetnie napisana i opracowana książka. Dla miłośników lotnictwa, odważnych kobiet i PRL-u to pozycja obowiązkowa. Wrócę do niej zapewne niejednokrotnie!
- Mateusz Kotlarski, Kotlet na wynos czyli Autostopem na równik to kolejny pamiętnik z podróży. Można by pomyśleć, ot, kolejny i to kolejny do Azji, ulubionego kierunku początkujących podróżników. Czasem jednak wpadam na historie, które bardziej mnie ujmują, niż inne. Tu podobał mi się pomysł na wyjazd, czyli autostopem, z pracą w niektórych krajach, ale także sposób pisania autora. Jedynym minusem było zakończenie, nawiązujące do przekonań religijnych autora, aczkolwiek może dzięki temu jako wojująca agnostyczka nie zapomnę tej książki.
17 pozycji tematycznych, czyli o dwie więcej niż rok wcześniej, i aż 7, które oceniłam bardzo wysoko. Super! Obym nie zniżyła lotów ;)
mamy jednak inne podejście do czytania. po pierwsze inny target, a po drugie jak ksiązka mi nie podchodzi, to mówie jej stanowcze won ;) Przeczytałas w 2016 wiecej książek niż ja, co się chwali
OdpowiedzUsuńpozdro ;)
To jest tylko część przeczytanych książek - po co bym miałam pisać o innej tematyce na blogu turystycznym. Te wymienione stanowią tylko ok. 1/3 przeczytanych w 2016, co jak dla mnie i tak jest mało, ale generalnie trzymam podobny poziom od lat. Z książkami z innej tematyki już się nie męczę. Jak mi jakaś nie podchodzi, to ją odkładam na bok. Literaturę faktu jednak traktuję, jako coś ambitniejszego, coś, co ma zostać w głowie na dłużej, i co podnosi poziom mojej wiedzy z tego tematu. A teraz do łóżka, bo późno! :p ;)
Usuńjak czytasz coś poza wymienionymi - UFF, nie jest z Toba tak źle! ;P
Usuńw sumie również trzymam poziom czytelniczy przez ostatnie kilka lat. w tym roku już osiągnęłam ten poziom, a mamy luty to mozesz sobie wyobrazic jak duzo ostatnio czytałam ;P ale poprawiam sie. kiedyś dużo czytalam wiec chyba było zmeczenie materiału :P
literatura faktu.. echh... porzucam ten temat ;)
a łóżko jeszcze nie pościelone...
branoc ;)