środa, 12 lipca 2017

Hurrrra, Andorrrrrra!

W zeszłym roku planując wyjazdy na następny rok postanowiłam skoncentrować się na kilku białych plamach na europejskiej mapie. 2017 r. zaczęłam zatem prezentem urodzinowym, czyli Portugalią. Bilety lotnicze tam i z powrotem na wybrany termin kupiłam już w kwietniu, natomiast w listopadzie poczyniłam kolejne zakupy, tj. zaopatrzyłam się w bilety do Tuluzy, skąd miałam się udać do kolejnego europejskiego kraju, czyli Andory.

Andora należy do sześciu najmniejszych państw w Europie. Ma tylko 468 km2 powierzchni. Po nim kolejno jest Malta z 361 km2, Lichtenstein – 160, San Marino – 61, Monako – 2,02 oraz Watykan – 0,44. Luksemburg mimo że też niewielki obszarowo, to w porównaniu do wymienionych krajów jest całkiem spory. Zajmuje powierzchnię 2586 km2.

wtorek, 2 maja 2017

Jak dotrzeć do Brunei?

Odpowiadając na pytanie w tytule, najprościej – samolotem. W moim przypadku, prosto do Brunei nim jednak nie doleciałam. Jako miejsce lądowania wybrałam malezyjskie Kota Kinabalu. Stamtąd również można przeprawić się samolotem, ale Royal Brunei – jak jednak przystało na narodową linię bogatego kraju – jest linią drogą. Wybrałam zatem dwie inne opcje z pozostałych trzech.

Skorzystałam z porad m.in. Lonely Planet (za którym w sumie nie przepadam).

sobota, 22 kwietnia 2017

A few hours in Macau

Być w Hong Kongu i nie zwiedzić Makao? Byłby grzech! Od początku zatem tak planowałam wyjazd, aby uwzględnić jeden dzień tam. Myślałam nawet o spędzeniu nocy, ale nie znalazłam żadnego hostelu ani hotelu poniżej mojego maksimum, czyli 150 zł za noc. Miałam zatem dwie opcje do wyboru. Albo przypłynąć i odpłynąć w ciągu jednego dnia. Albo przypłynąć z Hongkongu i odlecieć do kolejnego punktu wyjazdu, czyli na Tajwan.

Zadecydowała cena biletu lotniczego. Lot Hongkong–Tajpej w wybranych datach kosztował dwukrotnie więcej od lotu Makao–Kaohsiung. Świetnie się zatem złożyło, bo trafiłam dobrą cenę za bilet lotniczy oraz trasa całego wyjazdu zaczęła się układać w logiczną całość.

czwartek, 20 kwietnia 2017

One day in Hong Kong

W Hongkongu spędziłam 1,5 dnia. Bardzo chciałam zobaczyć to miasto, bo sama nazwa jest przyciągająca. Byłam ciekawa, jakie jest, zwłaszcza po przejęciu przez Chiny spod panowania Brytyjczyków. 


Tego malutkiego kościółka nie widać za bardzo na tle wieżowców...

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Koszty 3. dni w Kijowie

Wspominałam w notce o Czarnobylu, że już w trakcie pierwszego pobytu w Kijowie żałowałam, że zaplanowałam tak krótki tam pobyt. Wiedziałam, że muszę wrócić do tego pięknego miasta, więc jak tylko pojawiła się informacja, że Wizzair startuje z lotami z Gdańska na Żuliany, to byłam prawdopodobnie jedną z pierwszych osób, która kupiła bilety na pierwsze w tamtym kierunku loty tego przewoźnika. Cena za nie nie była wcale niska, jednak zależało mi, aby to było w danym terminie, czyli w przedłużony „długi weekend” sierpniowy. Za bilety zapłaciłam 278 zł.

Wylot był w sobotę, 13.08., a powrót do Gdańska rano 16.08., więc jako że musiałabym i tak wziąć dzień urlopu, to postanowiłam zostać na wybrzeżu do wieczora. Bilet powrotny Ryanairem do Modlina kosztował z opłatą za płatność kartą 19,41 zł. Z Modlina do domu wróciłam pociągiem za 15,50 zł.

Nad Dnieprem

czwartek, 30 marca 2017

D jak Dobczyce

Od tygodnia skanuję swój zbiór widokówek. Zrobił się całkiem pokaźny od mojego wpisu z czerwca 2013 r. Wtedy miałam ich blisko 4000. Aktualnie jest ich ponad 9000, więc mam sporo roboty digitalizacyjnej.

Dzisiaj zrobiłam literkę „D” jak choćby Dobczyce. Z tej miejscowości mam tylko jedną pocztówkę, ale taką wyczekaną. Bardzo ją chciałam mieć, ale wcale nie ze względu na to, że jest nieprzeciętnie piękna, w barwach jesieni. Też nie dlatego, że znajduje się na niej zamek, zbudowany prawdopodobnie w XIV w., czyli w epoce, którą lubię najbardziej. Chciałam ją posiadać w swoich zbiorach, ponieważ przypomina mi lata studenckie oraz wyjazd hydrotechniczny z 2009 r., kiedy to – z racji wykształcenia – mogłam zwiedzić przyległy do wzgórza zamkowego obiekt hydrotechniczny.

Copyright: Wojciech Gorgolewski (fot.) i Agencja MARGO (wyd.)

niedziela, 26 marca 2017

PKP Intercity - Monika 1:0

W grudniu znajoma, mieszkająca na co dzień w Niemczech, kupiła bilety lotnicze do Warszawy dla siebie i syna. Znając już styczniowy termin jej przylotu kupiłam bilety promocyjne na Pendolino. To miała być moja pierwsza przejażdżka tym cudem włoskiej techniki. Okazała się być gorzką pigułką do przełknięcia.

Do kupienia było 5 biletów, w tym dwa zniżkowe, dla emeryta i ucznia. Na stronie internetowej, gdzie dokonywałam zakupu, nie można było wybrać dwóch różnych zniżek przy tym samym zakupie. Jako że kupowałam on-line pierwszy raz i zobaczyłam, że zniżka w obydwu przypadkach ma tę samą wartość, to wybrałam dwa bilety zniżkowe dla uczniów. To był pierwszy błąd, gdyż za źle dostosowaną stronę PKP Intercity obwinia klienta – powinnam była wtedy dokonać dwóch zakupów biletów, raz dla emeryta, drugi – ucznia. Drugim błędem było wybranie (nie)odpowiedniej zniżki.

niedziela, 19 lutego 2017

Podróżowanie przez czytanie w 2016 roku

Zamykając rok, robię zawsze podsumowania. Wyjazdowego dokonałam jeszcze w 2016 roku, a teraz przyszedł czas na podsumowanie zeszłego roku pod kątem przeczytanej literatury faktu i podróżniczej. Wiem, wiem, że jest luty, ale lepiej później, niż wcale, szczególnie, że powoli wracam na poziom szczęśliwego człowieka, osiągając swój zen i ciesząc się z zeszłorocznych porządków w życiu. Zatem – jak co roku – przeczytane pozycje podzieliłam na 4 kategorie. Zaczynam od najgorszej, aby wisienki zostawić na koniec:

1. kiepska:
  • Michał Kruszona, Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła. Zacytuję Ponurego Łowcę: „Książka wywołuje i pozostawia niesmak. Poza garścią ciekawostek nie ma w niej nic wartościowego, no, przepraszam, są jeszcze niezłe zdjęcia, więc jeśli potraktujemy ją jako album, będzie całkiem całkiem. Zupełnie nie pasuje do serii podróżniczej. Autor, mam wrażenie, przez cały czas jej pisania palił zioło, stąd jej treść”. Te słowa oddają w pełni to, co myślałam o tej książce. To już moja druga pozycja tego autora i kolejna, która jest wg mnie koszmarna. Ani to monografia, ani przewodnik. Bardziej pamiętnik podróżnika, ale mało zachęcający do zwiedzania tego kraju. Będąc w Rumunii, nie spotkałam żadnego diabła, choć może za krótko tam byłam, a może nie paliłam niczego specjalnego ;)