wtorek, 2 maja 2017

Jak dotrzeć do Brunei?

Odpowiadając na pytanie w tytule, najprościej – samolotem. W moim przypadku, prosto do Brunei nim jednak nie doleciałam. Jako miejsce lądowania wybrałam malezyjskie Kota Kinabalu. Stamtąd również można przeprawić się samolotem, ale Royal Brunei – jak jednak przystało na narodową linię bogatego kraju – jest linią drogą. Wybrałam zatem dwie inne opcje z pozostałych trzech.

Skorzystałam z porad m.in. Lonely Planet (za którym w sumie nie przepadam).

W jedną stronę popłynęłam najpierw promem z przeprawy promowej Jesselton Point w Kota Kinabalu na wyspę Labuan. Bilet w klasie ekonomicznej kosztuje 39,6 RM (można przyjąć 1 do 1 do naszej waluty). Klasa biznes to 5 RM więcej, ale różni się to tylko poziomem pokładu, na którym się płynie, więc w zasadzie nie ma to wielkiego znaczenia. Każdy otrzymuje przydzielone miejsce, więc dość wygodnie podróżuje się przez 3 godz. 15 minut. 

Jeśli wyruszyło się z KK promem o 8:00, to po przypłynięciu do Labuan ma się chwilę na kupno kolejnego biletu i zjedzenie obiadu. Prom do Muara w Brunei Darussalam odchodzi o 13:30, gdzie pół godziny wcześniej przechodzi się odprawę paszportową. W przeciwieństwie do lotniska można mieć ze sobą dużo wody ;)

Meczet sułtana Omara Aliego Saifuddiniego z jednej strony

Po dopłynięciu po ok. 1,5 godz. do Muara zaczyna się przygoda. Po odprawie paszportowej wychodzi się gdzieś „w polu”, gdzie nie ma żadnej informacji turystycznej. Jest tylko mapka z trasą autobusów, ale żaden nie jedzie z portu do Bandar Seri Begawan, stolicy Brunei, oddalonej tylko o 20 km. Niby można wziąć taksówkę, ale żadnej wtedy nie było i też nie było wiadomo, czy cena nie byłaby z kosmosu. Raczej nie, gdyż benzyna jest w tym kraju niesamowicie tania, ale ponieważ jazdy taksówką nie doświadczyłam, więc się nie wypowiadam.

Takich ciapków jak ja, którzy zastanawiali się, co robić dalej, było wtedy kilku. Jednak za niedługo podjechał autobusik nr 33. Za jednego dolara brunejskiego, jadąc na około, dowiózł nas do zabitego dechami centrum Muara. Tam kierowca wysłał nas do autobusiku nr 38, który za tego samego jednego dolara zawiózł nas do stolicy.

i z drugiej :)

W BSB może istnieją tanie noclegownie, ale nie mają strony internetowej. Są tu głównie drogie hotele, gdyż Brunei nie jest kierunkiem turystycznym, tylko rodzinno-biznesowym. Na ostatnią chwilę, z rabatem od hotels.com za bycie pilnym klientem, za nocleg w hotelu Jubilee zapłaciłam ok. 18 US$. Bez tego wyszłoby 45 i to z mieszkaniem w dość mocno średnich warunkach... Zatem doświadczywszy na własnej skórze polecam zarezerwować nocleg wcześniej lub odezwać się do mnie, to dam namiar na lokalnego przewodnika, z którym zaznajomiłam się wsiadając do autobusu powrotnego :)

Autokar, jadący do Kota Kinabalu, nie odchodzi z głównego dworca autobusowego, tylko z ulicy tuż obok. Bilet można kupić u kierowcy. Jednak jak z KK kosztuje tylko (aż) 100 RM, tak z BSB już 45 B$, czyli ok. 40 zł więcej. Mnie się przyfarciło i za kolor oczu zapłaciłam mniejszą kwotę. 

Meczet Duli Pengiran Muda

Autokar jeździ tylko raz dziennie, o 8:00, zarówno w jedną, jak i drugą stronę. Jedzie długo. W KK byliśmy przed 17:00. Jednak jest to ciekawe doświadczenie, ponieważ przejeżdża się przez  3 granice międzynarodowe i jedną stanową, gdzie też się przechodzi odprawę paszportową, więc po jednej przejażdżce ma się 8 stempli w paszporcie więcej.

Jest podobno jeszcze jeden sposób dojazdu do KK.  Można rano złapać szybką łódź do malezyjskiego miasta Bandar, a tam dzienny autobus do KK, który odchodzi podobno pomiędzy 10:30–11:00 w zależności od korków. Jednak tego sposobu nie przetestowałam, zatem nie wiem, czy działa. Zapewne też tego nie sprawdzę, gdyż byłam w Brunei raz, zobaczyłam pocztówkowy meczet i mi wystarczy.

1 komentarz: