niedziela, 21 grudnia 2014

Na wiedeńskim jarmarku

Rok temu wybrałam się do Wiednia. Nie byłam tam od 11 lat, poza tym chciałam odwiedzić znajomą, jedną z mądrzejszych i interesujących osób, jakie znam, ponadto wykorzystać trochę urlopu, ponieważ w momencie kupna biletów nie wiedziałam, czy niewykorzystane dni urlopowe przejdą mi na kolejny rok, ale przede wszystkich chciałam zobaczyć światełka i jarmarki bożonarodzeniowe.

Wiedeńskie światełka.

wtorek, 16 grudnia 2014

Rzym na trzy dni

Większość zdjęć z moich wyjazdów ma własny album na Picasie. Zdjęcia są podpisane w miarę szczegółowo, abym za kilka lat, wracając do przeszłości, wiedziała, gdzie byłam i co dokładnie widziałam. Taki album zazwyczaj opracowuję przez kilka wieczorów. Album „Rzym” natomiast rodzę w ciężkich bólach od miesiąca. Nie przez to, że miasto ma przytłaczającą ilość cudownych, znanych, imponujących zabytków, ale ponieważ sam wyjazd określam jako średni.

Po pierwsze, nie zobaczyłam wszystkiego, tak aby mieć poczucie spełnienia. Po drugie, nie trawię dużych miast. Warszawa jest dla mnie optymalna. W dużych miastach przeszkadza mi tłok, ocieranie się o siebie, łażenie nie tą stroną co trzeba, pośpiech lub odwrotnie – wleczenie się, hałas, a w Rzymie na dodatek nieprzebrane masy turystów i upierdliwi uliczni sprzedawcy. Po trzecie, Włosi jako nacja doprowadza mnie do szału paleniem papierosów w każdym miejscu, olewactwem i śmieceniem. Jednak zawsze do Włoch przyjeżdżam po te cudowne zabytki, piękną pogodę i wyśmienite jedzenie. Dlaczego natomiast nie znosząc wielkich, turystycznych aglomeracji wybrałam Rzym, a nie jakieś inne mniejsze miasteczko? Ponieważ nigdy tam nie byłam, a uznałam, że choć raz w życiu warto zobaczyć Koloseum na własne oczy. No i znowu były dostępne w miarę tanie bilety.

niedziela, 14 grudnia 2014

Popluskajmy się w Białymstoku

Znajomy mój ostatni wyjazd określił jako ekstrawagancki, ba nawet bardziej szalony, niż jakieś tam wojaże po Azji. Cóż, co, kto uważa… Dla mnie bardziej szalony był ostatni wypad do Czech: wyjazd we wtorek w nocy, całodzienne łażenie, wraz z przejazdem koleją w tę i z powrotem (razem ponad 150 km), a następnie powrót w nocy, aby w czwartek rano pójść do pracy. W każdym razie, opinia znajomego trochę mnie zdziwiła, bo co może być ekstrawaganckiego w jednodniowym wyjeździe do Białegostoku. Wyjeździe, którego głównym celem był basen, ale nie taki znowu byle jaki, tylko basen w Hotelu Gołębiewskim.

Hotele Gołębiewskiego są cztery: w Wiśle, Białymstoku, Mikołajkach i najnowszy w Karpaczu. Pierwszy mój wypad na basen do Gołębia był 2,5 roku temu. Jakoś w marcu, kiedy było szaro i ponuro, zabrałam się z rodzicami do Mikołajek. Spodobało mi się tam i wróciłam na mikołajskie baseny jeszcze dwa razy. Jakieś pół roku później na własnej objazdówce* trafiłam nieprzypadkowo do hotelu w Białymstoku. Tropicana, bo tak się zwie to miejsce, jest mniejsza i przez to słabiej urządzona pod względem infrastruktury, niż ta w Mikołajkach, jednak dojazd z Warszawy dla osoby nieposiadającej samochodu jest zdecydowanie lepszy.

Szare i ponure Mikołajki