środa, 12 lipca 2017

Hurrrra, Andorrrrrra!

W zeszłym roku planując wyjazdy na następny rok postanowiłam skoncentrować się na kilku białych plamach na europejskiej mapie. 2017 r. zaczęłam zatem prezentem urodzinowym, czyli Portugalią. Bilety lotnicze tam i z powrotem na wybrany termin kupiłam już w kwietniu, natomiast w listopadzie poczyniłam kolejne zakupy, tj. zaopatrzyłam się w bilety do Tuluzy, skąd miałam się udać do kolejnego europejskiego kraju, czyli Andory.

Andora należy do sześciu najmniejszych państw w Europie. Ma tylko 468 km2 powierzchni. Po nim kolejno jest Malta z 361 km2, Lichtenstein – 160, San Marino – 61, Monako – 2,02 oraz Watykan – 0,44. Luksemburg mimo że też niewielki obszarowo, to w porównaniu do wymienionych krajów jest całkiem spory. Zajmuje powierzchnię 2586 km2.
W Andorze oficjalnie mówi się po katalońsku, ale porozumieć się można także w hiszpańskim, francuskim i portugalskim. Niestety angielski jest na kiepskim poziomie. Jedyne miejsce, w którym normalnie porozumiałam się w tym języku, to informacja turystyczna w Les Escaldes, miejscowości przyklejonej do stolicy kraju.

Jeśli byłabym mężczyzną i wygrała wybory prezydenckie we Francji, to otrzymałabym tytuł Jego Książęca Wysokość Współksiążę Andory. Aktualnie jednak nosi go Emmanuel Macron, a niestety nie ja. Episkopalny tytuł współksięcia nosi natomiast arcybiskup Joan Enric Vives Sicília. Obaj stanowią kolegialną głowę państwa i reprezentują Andorę na arenie międzynarodowej. Takie rozwiązanie powstało w… 1278 r. Obecnie panowie nie mają prawa weta wobec aktów prawnych uchwalanych przez władzę ustawodawczą, ale zatwierdzają umowy międzynarodowe dotyczącymi m.in. wewnętrznego bezpieczeństwa, obrony, terytorium, reprezentacji dyplomatycznej, sądowej i policyjnej współpracy. Robią to za pomocą swojego delegata.

Do innych ciekawostek, jakie znalazłam na temat tego kraju, należy informacja o opiece zdrowotnej. Otóż wszystkie osoby pracujące i ich rodziny podlegają pod rządowy program opieki socjalnej, zwany Caixa Andorrana de Seguretat Social (CASS). Pieniądze pochodzą zarówno od pracodawców, jak i pracowników, choć wpłacane w zależności od wysokości ich zarobków. Z systemu tego można otrzymać pokrycie kosztów odpowiednio: 75% za badania lekarskie i pochodne, 90% za pobyt w szpitalu oraz 100% w przypadku wypadku podczas pracy. Reszta może być pokryta z ubezpieczenia prywatnego. Osoby, które nie są obywatelami Andory oraz turyści podlegają pełnej ochronie zdrowotnej.

Do Andory można się dostać na dwa sposoby: samochodem i autobusem. Pociągiem można dojechać tylko do francuskiej stacji L'Hospitalet-près-l'Andorre, miejscowości znajdującej się 10 km od granicy księstwa. Samolotem, a następnie autobusem można się dostać na kilka sposobów, natomiast z Polski lotem bezpośrednim na dwa: przez Barcelonę lub Ryanair’em przez Tuluzę. Z kolejnych ciekawostek, wbrew nazwie lotnisko Andorra–La Seu d'Urgell leży w Hiszpanii, a Air Andorra i Andorra Airlines nie są andorskimi liniami narodowymi, tylko hiszpańskimi.


Sama wybrałam Tuluzę, bo doszłam do wniosku, że a) bilety do Barcelony mogą być droższe (niekoniecznie), b) we Francji byłam tylko w Paryżu, więc czas było to zmienić. Bilet lotniczy na długi weekend czerwcowy kosztował 426,36 zł. Spotkana na lotnisku znajoma wydała podobną kwotę, a bilet kupowała w maju, więc niepotrzebnie się tak śpieszyłam z tym listopadowym zakupem, obawiając się wykupienia tańszych biletów na dogodny termin wyjazdowy.

Jakoś wcześniej kupiłam też bilet na ModlinBus w promocyjnej cenie 9 zł, ale w końcu nie skorzystałam z niego. Obawiałam się, że jak ruszy o 15:30 spod Pałacu Kultury, tak łapiąc potencjalne korki, dojedziemy po 16:00, czyli na godzinę przed odlotem. Nie byłoby to takie niemądre, gdyby nie fakt, że po samolocie do Tuluzy startowały kolejno samoloty do ulubionych przez Polaków krajów, czyli Irlandii i Wielkiej Brytanii, obawiałam się więc tłumów podczas odprawy. Pojechałam zatem pociągiem za 16,5 zł.

W Tuluzie dojazd z lotniska do hostelu „La petite auberge de Saint-Sernin”, w którym nocowałam, jest prosty. Wystarczy podobno wsiąść do shuttle bus za 8 euro, wyskakując niedaleko hostelu. Dla mnie 8 euro było jednak dużą kwotą, dlatego sprawdziłam inne połączenia: Tisseo. Dzięki temu do noclegowni dojechałam tramwajem i dwiema liniami metra, wykupując bilet wieczorny na nieograniczone przejazdy za 3,1 euro. W drodze powrotnej z tym rozwiązaniem jednak trochę się nacięłam, ponieważ nie dość że mi wcięło jeden bilet, również za 3,1 euro (tym razem inny, na dwa przejazdy), to na dodatek tramwaje jeździły rzadziej ze względu na jakieś roboty naprawcze. Na szczęście na lotnisku szło wszystko sprawnie i mimo ponad godziny do odlotu zdążyłam jeszcze zjeść śniadanie :)

Bilet do i z Andory busem z firmy Andbus kosztuje 64 euro i jego wartość jest stała. Godziny odjazdu są dwie, w zimie dochodzi też trzecia, podobnie jest z godzinami odjazdów. Połączeń z Barcelony jest aż 7. W Tuluzie bus odchodzi z dwóch miejsc, tj. z lotniska i głównego dworca kolejowego (autobusowy jest tuż obok). W tamtą stronę jechałam w czwartek o 10:30 i jechało nas razem może 5–6 osób. W drogę powrotną, w sobotę o 15:30, bus był bardziej zapełniony, jednak nadal nie był pełen. Można zatem w okresie nieturystycznym ryzykować zakup biletu tuż przed odjazdem.

Podliczając koszty transportu wyszło razem, zaokrąglając i wliczając złodziejskie przeliczniki bankowe oraz kurs euro 4,24 (google.pl z 11.07.2017): 779 zł

Centrum Andory

Niedaleko starego miasta – stoję przy urzędzie miasta/kraju. Postacie na rurkach podobno świecą w nocy. To „7 poetów” Katalończyka Jaume’a Plensy.

Jak już wspomniałam, nocleg w Tuluzie zarówno przed odjazdem do Andory, jak i po powrocie, miałam w tym samym miejscu, czyli w hostelu „La petite auberge de Saint-Sernin”. Nocleg w nieklimatyzowanym (ważne, bo było bardzo, bardzo upalnie) pokoju 4-osobowym z łazienką, ale bez śniadania kosztuje 22 euro. Jest to rozsądna kwota, bo zgodnie z nazwą hostel znajduje się niedaleko katedry Saint-Sernin z listy UNESCO. W Andorze spałam natomiast w Hotel Pyrénées, w pokoju jednoosobowym. Złapałam się na jakąś promocję na portalu hotels.com i za dwie noce ze śniadaniem zapłaciłam 82 euro. Warunki były w porządku, choć słyszałam, jak sąsiedzi biorą prysznic w taki sposób, jakby to robili na środku mojego pokoju. Jednak nie narzekam, bo dostałam to, za co zapłaciłam. Za zakwaterowanie zapłaciłam zatem łącznie: 530 zł

Najstarszy  kościół w Andorze, Santa Coloma d'Andorra

Na jedzenie wydałam 392 zł, choć byłoby na pewno więcej, gdyby nie to, że spotkani w Tuluzie znajomi zaprosili mnie na fundowaną kolację. Generalnie kuchnia francuska i katalońska nie należą do moich ulubionych. Jednak bardzo smakowały mi kulki ziemniaczane, tzw. dufinki, a z mało typowych – gotowe sklepowe sałatki, które bardzo mi przypadły do gustu, ponieważ każdy składnik jest w nich oddzielnie pakowany. Natomiast największym hitem tego wyjazdu był najlepszy sernik, jakikolwiek jadłam, serwowany w McDonalds, niedaleko starego miasta w stolicy, czyli Andorra La Vella.

Dodatkowo kupiłam prezent dla mojej bratanicy, ubezpieczenie za 29 zł, tym razem w AXA, bo dzięki temu naliczają mi się mile, no i oczywiście kupiłam też pocztówki, choć mocno się ograniczałam, ponieważ znaczek kosztuje aż 1,1 euro do Europy i 1,3 do USA. Kolejną ciekawostką jest fakt, że pocztówki mogą iść zarówno przez Francję, jak Hiszpanię, dlatego w Andorze są dwie różne skrzynki pocztowe, a w zależności od drogi, jaką mają przebyć przesyłki, znaczki są różne; moje kartki szły przez Francję). Z portfela na dodatkowe zakupy wyszło razem 177 zł.

Żółtek jest hiszpański, mniej żółta skrzynka – francuska.

Na zaledwie 3,5-dniowy wyjazd wydałam więc prawie 1900 zł. To bardzo dużo, jednak jak zwykle nie żałuję, zwłaszcza że zobaczyłam spory fragment Doliny Madriu-Perafita-Claror, która nie tylko znajduje się na liście UNESCO, ale urzeka swoim pięknem. Mnie natomiast ugościła w niesamowity sposób – przy słonecznej pogodzie przez kilka godzin byłam sama na szlaku i mogłam się przez chwilę poczuć swego rodzaju odkrywcą. Chciałabym tam kiedyś wrócić i przejść ją w całości! 💗 💖

Dolina Madriu-Perafita-Claror

Mój ulubiony widok!

Osada Ramio

2 komentarze: