Wspominałam w notce o Czarnobylu, że już w trakcie pierwszego pobytu w Kijowie żałowałam, że zaplanowałam tak krótki tam pobyt. Wiedziałam, że muszę wrócić do tego pięknego miasta, więc jak tylko pojawiła się informacja, że Wizzair startuje z lotami z Gdańska na Żuliany, to byłam prawdopodobnie jedną z pierwszych osób, która kupiła bilety na pierwsze w tamtym kierunku loty tego przewoźnika. Cena za nie nie była wcale niska, jednak zależało mi, aby to było w danym terminie, czyli w przedłużony „długi weekend” sierpniowy. Za bilety zapłaciłam 278 zł.
Wylot był w sobotę, 13.08., a powrót do Gdańska rano 16.08., więc jako że musiałabym i tak wziąć dzień urlopu, to postanowiłam zostać na wybrzeżu do wieczora. Bilet powrotny Ryanairem do Modlina kosztował z opłatą za płatność kartą 19,41 zł. Z Modlina do domu wróciłam pociągiem za 15,50 zł.
Wylot był w sobotę, 13.08., a powrót do Gdańska rano 16.08., więc jako że musiałabym i tak wziąć dzień urlopu, to postanowiłam zostać na wybrzeżu do wieczora. Bilet powrotny Ryanairem do Modlina kosztował z opłatą za płatność kartą 19,41 zł. Z Modlina do domu wróciłam pociągiem za 15,50 zł.
| Nad Dnieprem |
Celowo w poprzednim akapicie nie pisałam nic o drodze w kierunku Gdańska. Wylot do Kijowa był o 6:00, więc musiałabym być najpóźniej o 4:30 na lotnisku. Zaczęłam szukać, co odjeżdża z Warszawy i jest w okolicach 3:30 w Trójmieście, a cena za bilet nie kosztuje tyle, co tydzień w spa. Nie znalazłam nic, co by mi odpowiadało, ani PolskiBus, ani inny przewoźnik nie przyjeżdża tak, aby było wygodnie. Ostatni Pendolino odchodzi z Warszawy ok. 20:00 i na lotnisku można się znaleźć ok. północy. Podjęłam więc decyzję, że polecę wieczornym Ryanairem, bo 1–1,5 godz. dłużej na lotnisku nie robi mi różnicy. Za bilet zapłaciłam znowu 19,41 zł. Udało mi się ponadto kupić bilet na ModlinBus za 9 zł. Lucky me ;)
Razem za wszystkie składowe przelotu z domu do Kijowa zapłaciłam więc w zaokrągleniu 342 zł. Dużo, zwłaszcza w porównaniu do zeszłorocznej promocji, kiedy za bilety regularnej linii na trasie Warszawa–Boryspil zapłaciłam tylko 149 zł. Na dodatek kilka tygodni później LOT zrobił promocję na przeloty do Kijowa w sierpniu i z Warszawy. Bilety były po 400 zł. Nie sprawdziłam jednak w jakich konkretnie terminach – po co mi było się denerwować.
| Moja ulubiona cerkiew, św. Andrzeja. Cały czas w renowacji... |
Będąc ok. 23:00 w Gdańsku, planowałam dłuższą chwilę przespać się na lotnisku, jednak wybitni urzędnicy zrobili dwa alarmy bombowe z ewakuacją z hali głównej. Już dawno tak potwornie nie zmarzłam… Zresztą swoją urzędniczą wybitność celnicy wykazali również w mojej drodze powrotnej, kiedy na możliwość dostania się do własnego kraju musiałam poczekać 40 minut. Tylko jedna bystrzejsza celniczka zrobiła kolejkę specjalnie dla Polaków i innych obywateli UE, drugi, gamoń, mimo że siedział pod znaczkiem tylko dla obywateli Unii, to przyjmował również Ukraińców, którzy z formalnych względów opóźniali przechodzenie przez odprawę paszportową. Na żadnym liczącym się w świecie lotnisku, na jakim dotąd byłam, nie spotkałam się z takim lekceważeniem własnych obywateli, którzy wszędzie indziej zawsze mają pierwszeństwo i własne kolejki (liczba mnoga!).
Ten wyjazd generalnie obfitował w różnego rodzaju niespodzianki. Kolejna była związana z noclegiem. Wybrałam Hotel Amarant ze względu na dopuszczalną dla mnie cenę za jedynkę i bliskość stacji metra. Za trzy noce ze zniżką 25 dolarów, jaką uzyskałam dzięki programowi lojalnościowemu portalu hotels.com, zapłaciłam 278,63 zł. Hotel generalnie jest czysty, ma przytulne pokoje, ale niestety słychać w nich wszystkie odgłosy, od rozmów, przez kichanie i chrapanie, po kroki. Znajduje się też w mało ciekawej okolicy. Oceniłam go na 3,0/5,0 i zjechałam na hotels.com. Ogólnie go nie polecam, dlatego też nie daję do niego odnośnika do tego hotelu.
Na trzydniowy pobyt na Ukrainie wymieniłam tylko 300 zł, które ze względu na pasję wysyłania pocztówek, okazało się zbyt małą kwotą. Musiałam wymienić jeszcze 10 dolarów. Wydałam więc na miejscu ok. 340 zł (tym razem nie zapisywałam każdego wydatku), w tym oprócz zakupu pocztówek, zapłaciłam 150 hrywien za transport do Meżyhirii, gdzie urzędował Janukowycz (wejście 50 hrywien).
| Hacjenda Janukowycza |
| Nie udało mi się wejść do środka. Stajni samochodów również nie widziałam. Nie czułam potrzeby. Czyjeś bogactwo mnie nie kręci. Chciałam tylko zobaczyć samo miejsce. Bardzo rozległe! |
Drugim punktem wyjazdu było wypad do Czarnobyla. Firmę organizującą tego typu wycieczki znalazłam w internecie. Większość firm ma cenę zbliżoną, a program nieznacznie odmienny, dlatego przy wyborze sugerowałam się… wyglądem strony internetowej. Cóż, jestem sroką ;) Za jednodniowy wyjazd do Czarnobyla zapłaciłam – jako pierwsza uczestniczka, więc z obniżką – do ręki 110 euro, co było warte swojej ceny. Była nas nie za duża grupa, przewodnik był profesjonalistą, zapewniono smaczny obiad, a co zobaczyłam, to moje. I akurat tego typu wycieczkę mogę z całego serca polecić: Retro Tour z ChernobylWelcome.
| To wcale nie jest dużo, ale robi na nieświadomych pewnego rodzaju nieprzyjemne wrażenie |
| Wyjazd z Czarnobyla |
Do innych wydatków wliczam także stołowanie się w Polsce i wycieczkę SKM-ką do Wejherowa, jak zwykle po buty, których tym razem nie kupiłam. Przypuszczam, że wydałam na to łącznie ok. 100 zł. Zatem mój 4-dniowy wyjazd wyniósł w zaokrągleniu: 1270 zł. Czyli prawie 4 razy więcej niż w ubiegłym roku (365 zł), ale wycieczka była warta swojej ceny.
W tym roku jednak Kijów sobie odpuszczę, na rzecz innego ukraińskiego miasta. Podobno równie pięknego! No chyba że znowu rzucą promocję na bilety lotnicze za 149 zł ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA ja za tydzień nocowania na fermie zaplacilam 200-coś złotych... ;) czuje się taka skąpa, hehe. (jesli czytalas poprzedni komcio - tak, napisalam go od nowa, bo źle wczesniej policzylam :) )
OdpowiedzUsuńta hacjenda potężna.. chyba dla mnie byłaby za duża :)
ogółem lubię czytac Twoje podróżnicze przygody, czekam na kolejne :)
Tak, komentarz przyszedł mi na mail. Ale to już niewielka różnica, te 100 złotych. W Kijowie też bym się w tyle zmieściła w tydzień. Za pierwszym razem spałam w hostelu za 33 zł za noc. W centrum i całkiem porządnym. Teraz chciałam jedynkę, bo chciałam odpocząć od ludzi. Dlatego właśnie tak się wkurzyłam na ten hotel, że go aż zjechałam. Bo po to go wybrałam, żeby nie słuchać innych. A tu zonk...
UsuńDziękuję! :* Postaram się, choć nie obiecuję, bo niedługo zaczynam swoje szlajanie się, które jeśli wszystko pięknie się ułoży będzie trwało do września, z przerwami na pracę, dłuższymi niestety - jakoś nikt nie chce mi oddać urlopu ;)