czwartek, 13 października 2016

Chcę na Białoruś!

No i tu zaczęły się schody…

Pierwszy raz do wyjazdu na Białoruś przymierzałyśmy się w kwietniu tego roku. Padł pomysł z szybką realizacją, tj. za tydzień. Procedura uzyskania turystycznej wizy jednokrotnego wjazdu w trybie normalnym trwa 5 dni roboczych, pomyślałyśmy więc, że bez większego problemu wyrobimy się. Hmmm… Dobry żart. Skończyło się na tym, że wtedy jednak nie wyjechałyśmy. Wyjechałyśmy za to kilka miesięcy później, ale jako grupa zorganizowana. Dzięki pierwszej batalii w staraniach o wizę podczas drugiej popełniłyśmy mniej błędów, ale mimo wszystko je popełniłyśmy.

Poniżej opiszę proces pozyskiwania wizy z dwóch perspektyw, prywatnej i grupowej.

Pierwsze ważne, czyli kasa (kwoty wymieniam tylko dla wiz turystycznych, jednokrotnego wjazdu):
  1. Wiza prywatna w trybie normalnym (5 dni roboczych) kosztuje 25 euro.
  2. Ta sama wiza w trybie ekspresowym (2 dni robocze) kosztuje już 50 euro.
  3. Wiza grupowa w trybie normalnym kosztuje 10 euro.
  4. Wiza wydana w trybie ekspresowym 35 euro.


Drugie ważne, czyli dokumenty niezbędne dla uzyskania białoruskiej wizy turystycznej (dla osób 18+):
  1. Wypełniony formularz wniosku o wydanie wizy.
  2. Zdjęcie paszportowe.
  3. Paszport.
  4. Ubezpieczenie zdrowotne.
  5. Podanie od białoruskiej firmy turystycznej.
  6. Opłata konsularna za rozpatrzenie wniosku wizowego.

Ad. 1. Formularz wniosku o wydanie wizy, który ściąga się ze strony ambasady, należy wypełnić drukowanymi literami. Za pierwszym razem wypełniałam małymi i nic się nie stało, ale prawdopodobnie dlatego, ponieważ formularz wypełniałam elektronicznie – PDF jest edytowalny.

Na co należy zwrócić szczególną uwagę?

Punkt 19 i 32: termin ważności wizy musi się zgadzać z wykupionym ubezpieczeniem (patrz też ad. 4) i ilością rezerwacji hotelowych (ad. 5), tj. jeśli ubezpieczenie zostało wykupione na 3 dni, a w formularzu ilość dni pobytu na Białorusi określimy na 4, to wizę otrzymamy tylko na 3 dni. Podobnie będzie z noclegami.

Punkt 20–21: nazwa i adres instytucji lub imię osoby zapraszającej – za pierwszym razem nie zwróciłam na to uwagi, za drugim podejściem wpisałam „nie dotyczy”, no bo w końcu nikt mnie na Białoruś nie zapraszał, tylko sama chciałam tam pojechać. Błąd! Zaprasza hotel, w którym mamy zarezerwowane noclegi (patrz też ad. 5). 

Podkreśliłam to, co uważam za ważne.
Oczywiście podane dane są fałszywe.

Ad. 2. Zdjęcie należy nakleić na wydrukowany formularz. Urzędnicy tego za nas nie zrobią, więc jak będzie duża grupa, to osoba odpowiedzialna za załatwienie wiz będzie siedzieć i przyklejać zdjęcia jak świstak, który zawijał w sreberka. Tak właśnie robiła moja znajoma, z którą współorganizowałam wyjazd :)


Ad. 3. Paszport musi być ważny co najmniej 3 miesiące po ukończeniu okresu ważności wizy, a także koniecznie zawierać co najmniej dwie czyste strony, gdyż urzędnicy muszą mieć miejsce do wklejenia wizy (ładnej!).


Ad. 4. Ubezpieczenie zdrowotne w przypadku Białorusi może być zawarte tylko z wybraną firmą ubezpieczeniową, taką, która współpracuje z białoruskimi firmami „Belgosstrakh” lub „Beleximgarant”. Są tylko 4 takie spółki ubezpieczeniowe, a ich dane kontaktowe podane są na stronie internetowej ambasady białoruskiej.

W naszym przypadku za pierwszym razem udałyśmy się do małego budynku przy ambasadzie, w którym mieści się jedno z towarzystw ubezpieczeniowych. Zapłaciłyśmy niewielkie pieniądze i dostałyśmy potwierdzenie wydrukowane w postaci zwykłego papieru formatu A4. Za drugim razem znajoma wybrała inną firmę, BTA Insurance Company. Po wszelkich ustaleniach telefoniczno-mailowych musiała udać się do agenta reprezentującego firmę, aby odebrać ubezpieczenie w formie małej książeczki (ładnej!).


Ad. 5. Podanie od firmy białoruskiej turystycznej, gdzie w przypadku wyjazdu na czas pobytu do dziesięciu dni niezbędne jest potwierdzenie rezerwacji hotelu na blankiecie firmowym.

Za pierwszym razem nieświadome wykupiłyśmy noclegi w pierwszych lepszych miejscach, które nam się spodobały. Było to kolejno gospodarstwo agroturystyczne (odpada!), hotel w mirskim zamku (tak!) i apartament w Mińsku (odpada!). Przeszedł tylko nocleg w hotelu, który na moją prośbę wystawił potwierdzenie na firmowym blankiecie. Dwie pozostałe rezerwacje musiałyśmy zmienić, tracąc przy tym kilkanaście złotych za rezygnację. Nieważne było, że z sieci apartamentów wystawiono nam potwierdzenie rezerwacji – ma być hotel! Za drugim więc razem, nauczona doświadczeniem, zarezerwowałam nocleg w mińskim Hotelu Orbita. I przeszło bez problemów, a sam hotel jest naprawdę godny polecenia!

Warto zapamiętać, że w razie dostarczenia złych dokumentów mamy zawsze szansę DONIEŚĆ odpowiednie, ale proces wizowy się rozciągnie w czasie. Podkreśliłam jedno słowo, ponieważ Wydział Konsularny nie przyjmuje dokumentów nadesłanych do Konsulatu faksem, pocztą lub pocztą elektroniczną!


Ad. 6. Opłatę konsularną za rozpatrzenie wniosku wizowego dokonuje się na podstawie pokwitowania wystawionego przez Wydział Konsularny. Jak nam się nie spieszy, to możemy przelać wybraną kwotę ze swojego (dowolnego) banku do banku ING, w którym funkcjonuje konto ambasady. Jeśli jednak zależy nam na 5 dniach roboczych rozpatrzenia wniosku, to należy zrobić, jak powie pani urzędniczka, czyli udać się do oddziału banku ING, dzięki czemu już na drugi dzień ambasada będzie mieć pieniądze na koncie i procedura wizowa zostanie uruchomiona.

Za pierwszym razem nie zrobiłyśmy, jak zasugerowała pani urzędniczka. Pieniądze wpłynęły więc dopiero po kilku dniach i jedyną opcją, aby pojechać w wybranym przez nas terminie, było dopłacenie do opcji ekspresowej (48 godzin) rozpatrzenia wniosku, co nam się już nie uśmiechało (wydatki na 3-dniową podróż zaczęły rosnąć w niebagatelnie szybkim tempie). Zrezygnowałyśmy z terminu kwietniowego, przekładając na czerwiec, co również nie wyszło i przez to straciłyśmy również Zieloną Kartę za ok. 390 zł! Z perspektywy czasu chyba było więc jednak lepiej dopłacić te 25 euro i mieć jednak wizę ;)


Jak już dostarczymy wszystkie wymagane dokumenty tak, jak należy i nigdy nie mieliśmy problemów z białoruskimi władzami, to nie powinniśmy mieć problemu z uzyskaniem wizy. Jednak końca procedur nie będzie jeszcze widać, gdyż kolejnym etapem dostania do państwa Aleksandra Łukaszenki będzie granica. Tam czekać nas będą trzy schodki.

Jak planowałam trasę wyjazdu, to myślałam, że na granicy w Terespolu będziemy długo stać. Bałam się, że to będą nawet 4 godziny. Jakie mnie więc ogarnęło zdziwienie, kiedy byliśmy pierwszym autokarem i na dodatek przepuszczono nas przed samochodami osobowymi, stojącymi w sporej kolejce przed remontowanym mostem na Bugu.

Tuż za mostem był pierwszy przystanek, gdzie pan pogranicznik po zerknięciu do autokaru zapytał, czy potrzebujemy kart migracyjnych. Odpowiedzieliśmy, że nie, no bo w końcu nie migrujemy, po czym za kilkanaście metrów okazało się, że jednak ich potrzebujemy. Zgodnie ze standardową procedurą każdy uczestnik wycieczki dostał białą karteczkę do wypełnienia. 
 
Karta migracyjna z przodu i z tyłu. Z przodu wypełniamy my, a z tyłu jest miejsce na hotelowy stempel.

Kartę migracyjną wypełnia się po obu stronach (prawej i lewej). Należy w niej wpisać oprócz naszych danych osobowych także numer paszportu, numer wizy, nazwę hotelu, daty pobytu i nie zapomnieć podkreślić, jaki jest cel podróży. Panowie pogranicznicy każdą karteczkę sprawdzają bardzo dokładnie i mocno pilnowałyśmy, aby grupa wpisała wszystkie dane poprawnie – przy błędnych danych kartę należałoby wypełnić ponownie, a tu czas tykał. Karta migracyjna ze stemplem wjazdu jest nam potrzebna a) do hotelu, aby tam otrzymać stempel potwierdzający pobyt, b) aby wyjechać z Białorusi – zabierają ją podczas przekraczania granicy w stronę powrotną.

Kolejne miejsce, czyli inspekcję transportową, odwiedził kierowca ze swoimi dokumentami. Po tym kazano nam wyjść z autokaru i pójść do budynku, w którym nikogo nie było. Czekaliśmy kilka minut, aby nas prześwietlono. Pan pogranicznik zrobił jednak wielce zdziwioną minę, bo nie mieliśmy bagaży. Przeszliśmy zatem bez sprawdzania. Sprawdzanie luków bagażowych odbyło się tuż za moment. Po tym już gładko pojechaliśmy do niedaleko położonego Brześcia, podziwiając czystość i porządek na Białorusi, po drodze wypożyczając przy stacji benzynowej przyrząd viaToll za 50 euro, który oddaje się przejeżdżając to samo przejście graniczne lub przesyłając pocztą w przypadku innego przejścia, oraz płacąc za opłaty drogowe w przeliczeniu na złotówki 340,48 zł (tyle ściągnęło mi z karty).

Niedawno na Fly4Free pojawiła się informacja, że Aleksander Łukaszenka zastanawia się nad likwidacją wiz dla niektórych krajów, w tym Polski, na co mnie trochę szlag trafił. Musiałam się namęczyć, również finansowo, aby dostać się na Białoruś, a tu chcą (mi) zlikwidować wizy w niedalekiej przyszłości. Toż to jak z wizą do Dubaju, kiedy rok po mojej wizycie Polacy mogli wjeżdżać za darmo… Złośliwość losu ;)

4 komentarze:

  1. bardzo przydatne informacje, dziękuje!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie taka procedura na Białorusi nie zacheca do samotnych wypadów.

    a co do ostatniego akapitu - Monika Przecieracz Szlaków. ;) Może powinnaś odwiedzić USA, bo tam chyba wciąż nie zdjęli nam wiz :P

    OdpowiedzUsuń